poniedziałek, 18 lipca 2016

Rozdział VIII

          Nie zawiodłam tym razem - obiecałam, jestem, wstawiam. Rodział krótki, smutny, ale bardzo dla mnie ważny. Lubiącym akcję obiecuję jednak, że w następnym będzie jej dużo. :)
Co do następnego - obstawiam 20.07.16 lub (bardziej prawdopodobne) 21.07.16, czyli za trzy dni.
Ogólnie rozdział jest utrzymany w smutnym tonie. Raczej przerywnik pomiędzy wszystkimi konspiracjami. Mam jednak nadzieję, że przypadnie Wam do gustu.
Leth.




Soundtrack:
Sad Piano Music - No Piano


  Draco spacerował ciemnym korytarzem Hogwartu, w pamięci mając momenty, w których przemierzał dokładnie te same drogi. Zapadł już zmierzch, a przez okna zamku wlatywała srebrna łuna, nadająca chwili jeszcze większe znaczenie. Mężczyzna mógłby przysiąc, że czuł w dłoni ciężar zielonego jabłka, które parę lat temu niósł, idąc tym samym korytarzem.
          Ból głowy nie ustawał. Draco wyszedł z komnaty z zamiarem zaczerpnięcia świeżego powietrza, jednak nawet ono nie sprawiło, że poczuł się lepiej. Od śmierci Czarnego Pana bóle głowy stały się jego codziennością, niemym przypomnieniem, że za swoje czyny będzie musiał ponieść dożywotnią karę. Jego noce w większości były bezsenne, a jeśli jakimś cudem udało mu się choć na chwilę odpłynąć w senną krainę marzeń, budził się najwyżej parę godzin później, zlany potem, w głowie mający obrazy demonów, które miały prześladować go do końca jego marnego życia.
           Draco Malfoy cierpiał. Choć jego oczy zawsze pozostawały bez jakichkolwiek oznak emocji, a na twarzy nigdy nie malowała się ani radość, ani nawet smutek, maska szarości i obojętności miała nigdy nie opuścić jego twarzy, a to właśnie było powodem jego bólu. On, książę Slytherinu, ten najlepszy, najsilniejszy, najbogatszy, wyróżniony przez samego Czarnego Pana - kto mógłby wiedzieć, że schematem jego życia był strach? Któż mógłby przypuszczać, że Draco, poza byciem wielkim dupkiem i egoistą, był po prostu świetnym kłamcą? Och, jakże on kłamał, jaki był w tym dobry. Jak doskonale wiedział jak sprawić, by ludzie się go bali, by nigdy nie podważali żadnych jego słów. Jednak, w środku tego wszystkiego, w środku tego egoizmu i zadufania we własnej osobie, tam gdzieś pomiędzy dumą i pragnieniem niszczenia innym życia... głęboko zakorzeniony był strach. Kim byłby Draco, jeśli nie byłby synem Lucjusza? Czy byłby tak poważany, gdyby nie pochodził z wielkiego rodu Malfoyów? Kogo wybierałby sobie na przyjaciół? Czy Crabb i Goyle faktycznie byli ludźmi, przy których czuł się swobodnie? Czy zdecydował się na nich tylko dlatego, że w ich towarzystwie zawsze wyglądał mądrzej, a i oni wywodzili się ze znanych i bogatych rodów?
           Te pytania prześladowały go. Śnił o nich, spędzał godziny powtarzając je w głowie. On, Draco Malfoy, nie był wcale głupim człowiekiem. Gdyby był, Czarny Pan nie wybrałby go do tak trudnego zadania, jakim było zabicie Albusa Dumbledore'a. Ale, choć Draco tak mocno zarzekał się, jak wielki to dla niego zaszczyt, teraz nie był wcale taki pewien, czy był to faktycznie wyraz docenienia przez Czarnego Pana.
           Czy chciał się zmienić? Draco nie chciał odpowiedzieć na to pytanie. Nie chciał. Nie potrafił. Jedyne, czego pragnął, była tylko odrobina spokoju. Jedna noc, przeżyta na śnie, a nie na odpędzaniu potworów z przeszłości. Jeden wieczór, podczas którego mógłby robić coś innego niż zapijanie bólu głowy - i bólu serca - alkoholem. Jeden dzień, w którym mógłby po raz pierwszy w życiu zrzucić z twarzy maskę obojętności i wreszcie  c o ś  poczuć. Ale, po całym tym czasie, nie wiedział, czy było to w ogóle możliwe. Pragnął jednego poranka... kiedy budząc się, poczułby na twarzy łaskoczące go promienie słońca, a jego ciało spoczywałoby przytulone do kobiety, którą by kochał. I jego wzrok, błądzący po jej błogiej, śpiącej twarzy... i delikatne łopotanie serca, kiedy otworzyłaby oczy.
Ale Draco wiedział. Wiedział, że było to marzenie niespełnione. Mógł jedynie wyobrażać sobie tę chwilę, kiedy w momencie zapomnienia wydawało mu się, że byłby w stanie jednak się zakochać. Wiedział, że nigdy miało to nie nastąpić. Był jak motyl, któremu urwano skrzydła, jak bezgwiezdna noc, jak kwiat, o którym już dawno zapomniano. I Draco był takim właśnie kwiatem. Białą różą, ze wszystkich sił, tak egoistycznie osłaniającą się kolcami, starając się, by nikt nie zauważył, jak bardzo delikatna i bezbronna jest w środku.
          Dracon wiedział, że prędzej czy później przyjdzie mu się ożenić. Miał świadomość, że jego małżonka nie będzie jego wyborem. Jeśli miało mu się poszczęścić, mogło paść na Pansy, która była jedną z nielicznych osób, dla których znaczył coś więcej niż dojście do jakiejś posady bądź, niegdyś, wpływy u Czarnego Pana. Jednak, jeśli miałby on wybrać sobie żonę, Pansy Parkinson nigdy nie byłaby jego wyborem. Owszem, miała całkiem zręczny umysł i była sprytna, jak przystało na ślizgonkę, jednak Draco jej nie kochał. Choć, jeśli miałby być w tym przypadku realistą, nie mógłby powiedzieć, by kiedykolwiek naprawdę kochał kogokolwiek. Jego matka była jedyną osobą, którą darzył głębszym uczuciem. Jednak złamała mu serce, wyznaczając go na gwaranta przysięgi, którą złożyła jego ojcu. Widział, jak to ją niszczyło. Obserwował jedyną osobę, która kiedykolwiek coś dla niego znaczyła i z dnia na dzień zauważał, jak umiera. I to i jego zjadało od środka.



Soundtrack:
Sad Piano Music - Can I Keep You


           Hermiona Granger podążała korytarzem, nie do końca wiedząc w jaką stronę zmierza. Próbowała przypomnieć sobie wszystkie chwile spędzone w tym miejscu, w jej drugim domu. Patrzyła na ławki pod oknami, mijała zakręty, a w głowie widziała siebie, lata wcześniej, spędzającą czas w tym samym miejscu. Tak dobrze znała wszystkie drogi, doskonale wiedząc, że umiałaby odnaleźć się w nich nawet z zamkniętymi oczami. Ta chwila była dla niej magiczna. Wyjątkowa. Jak powrót do wczesnych lat, kiedy nie była obarczona brzemieniem sławy, które było nieodłącznym dodatkiem bycia przyjaciółką Wybrańca, tą znaną Hermioną Granger, najmądrzejszą czarownicą od czasów Roweny Ravenclaw, jedną z Golden Trio.
Nie. Wtedy, lata temu, była tylko Hermioną. Trochę oderwaną od rzeczywistości gryfonką, kujonem, z za dużymi zębami i za bardzo rozczochranymi włosami. Pomyślała ile przeszła przez te wszystkie lata i uderzył ją fakt, jak bardzo się zmieniła. Jak bardzo wszyscy się zmienili. Nadal mogli na sobie polegać, jednak coś w ich relacji uległo zmianie, ale Hermiona nie umiała do końca stwierdzić co. Miała nadzieję, że był to tylko niepokój związany ze zmianą otoczenia, nieodłączny element dorastania. W głębi serca jednak wiedziała, że chodziło o coś znacznie większego i znacznie bardziej niebezpiecznego.
          Przeszła kolejne dwa zakręty i jej oczom ukazała się jakże znana jej ściana. Ściana prowadząca do Pokoju Życzeń, miejsca, z którym wiązało się wiele cudownych wspomnień. W tym momencie potrzebowała jednak tylko trochę spokoju i o tym właśnie pomyślała, a drzwi ukazały się w mgnieniu oka.

           W komnacie panował półmrok. Z kinkietów sączyło się żółto-pomarańczowe światło. Ściany obudowane były wielkimi półkami, na których spoczywały grube woluminy, a na środku pokoju stały dwa, wysokie fotele, obite czerwoną skórą. Obok nich Hermiona zobaczyła mały, szklany stolik, na którym stała butelka czerwonego wina i dwa kieliszki, z których jeden był do połowy pełny. Kobieta nie miała nawet czasu, by pomyśleć, iż ją to dziwi, gdyż rozległ się głos, który tak dobrze znała.
— No popatrz, Granger, nawet tu musimy na siebie wpadać. Zadziwiające. — następnie Draco Malfoy podniósł się z jednego z fotelów, kpiąco się uśmiechając. Była gryfonka zawahała się, jednak chwilę później przekroczyła próg komnaty.
— Chcę tylko trochę spokoju — powiedziała cicho, jednak śmiało, patrząc wytrwale w oczy mężczyzny — i jak widzę ty też. Chociaż raz postaraj się współpracować, Malfoy.
           Czekała na zaczepkę, na obelgę, na chamsko rzuconą odpowiedź, że był tu pierwszy i że ma się wynosić. Żadne słowa jednak nie padły, jedynie jego oczy, które wciąż śledziły każdy jej krok, wydawały się cicho szeptać zgodę. Hermiona podeszła do jednej z półek i niepewnie wyciągnęła pierwszą z brzegu książkę. Widząc starą wersję "Historii Hogwartu" uśmiechnęła się, po czym niepewnie zbliżyła się do fotela. Cały czas czuła na sobie wzrok mężczyzny i zawahała się.
— No siadaj, Granger. Przecież nie rzucę na ciebie crucio. — usłyszała warknięcie, z którego dobiegała jednak nutka kpiny. Kobieta mimowolnie uśmiechnęła się. Może nie było to miłe zaproszenie do konwersacji, jednak jakiś progres.
— Nie byłabym taka pewna. — zażartowała cicho, ale on się nie zaśmiał. Wyglądał, jakby go spoliczkowała.
— Przepraszam, Dra...
— Nie martw się. Nie brudziłbym sobie rąk taką szlamą, jak ty. — przerwał jej. Tym razem ona drgnęła, zszokowana. Nie obelgą, a tym, jak szybko zmienił się jego wyraz twarzy.
           Dopiero kiedy potem o tym myślała, uświadomiła sobie, że przez moment, przez ułamek sekundy zobaczyła prawdziwego Malfoya. W momencie pomiędzy jego kpiącym uśmieszkiem, a złością i obrzydzeniem, gdy znów nazwał ją szlamą. W chwili, kiedy na jego twarzy wypisany był szok, wszystkie karty Draco Malfoya były odkryte. Na jego talię składał się smutek, zwątpienie, przerażenie. Wtedy, kiedy maska obojętności pękła na jego twarzy.
           Hermiona nie odpowiedziała na obelgę. Nie odezwała się już więcej. Wślizgnęła się na fotel i wyczarowała sobie kubek gorącej kawy. Otworzyła książkę na pierwszej stronie i zaczęła czytać, udając, że nie czuje na sobie wzroku blondyna. Jej myśli jednak nie potrafiły się uspokoić. Raz po raz przeskakiwała nimi do chwili, kiedy na jego twarzy pojawiły się wreszcie emocje inne, niż obrzydzenie i kpina. Hermiona dopiero wtedy uświadomiła sobie, jak bardzo zagubionym człowiekiem był Draco Malfoy. Uzmysłowiła sobie, że jego obojętność na krzywdę innych i zimne jak lód spojrzenie było tylko maską.  I może przez jej gryfońską szlachetność, zwykłą, ludzką ciekawość, poczucie winy, czy może po prostu przez fakt, że gdzieś, głęboko w jej sercu pojawiło się współczucie dla jego osoby, poprzysięgła sobie, że sprawi, iż ta maska znów, choć na chwilę, zniknie z jego twarzy.









           Draco wpatrywał się w byłą gryfonkę, teraz zatopioną w lekturze. Kosmyki brązowych loków, które wysunęły się z koka, opadały na jej czoło, sprawiając, że wyglądała wyjątkowo bezbronnie. On wiedział jednak, że gdyby tylko posłał w jej stronę jakieś zaklęcie, ona wykazałaby się wyjątkowo szybkim refleksem i zapewne zdążyła osłonić się przed jego skutkami. Opanował chęć ubliżenia jej - to do niej należał ruch, jednak najwidoczniej, postanowiła po prostu go zignorować. Trochę go to dotknęło, ale wiedział, że po prostu nie chciała prowokować kłótni.
           Westchnął i wstał, a i ona podniosła wtedy głowę, ale on nawet na nią nie spojrzał. Podszedł do okna i popatrzył na okryte śniegiem błonia. Prezentowały się tak melancholijnie, że i on sam zdawał się stać nagle trochę bardziej emocjonalny. Odwrócił się i popatrzył na dziewczynę, której oczy znów śledziły tekst "Historii Hogwartu". W jednej chwili poczuł chęć opowiedzenia jej o wszystkim. O Odrodzeniu, o planach jego ojca. Miał ochotę wygadać się jej, naczelnej szlamie Gryffindoru. Ale wtedy przypomniał sobie każdą chwilę, kiedy patrzyła na niego z odradzą. Moment, gdy uderzyła go w twarz, jej słowa o nim, począwszy od komentarza o wkupywaniu się do drużyny. Zacisnął pięści i wypuścił powietrze. Dopił resztkę wina i różdżką odesłał kieliszek. Wyszedł, mocno trzaskając za sobą drzwiami.
             Nie wiedział, gdzie się kieruje. Był wściekły. Pragnął tylko uciec, jak najdalej od tego miejsca. Od niej.
           Kiedy wpadł na jakąś osobę, nawet nie zamierzał przepraszać. Postąpił krok naprzód, z zamiarem kontynuowania spaceru. Na ręce poczuł jednak twardy uścisk, tak dobrze mu znany z czasów szkolnych.
— Dawno się nie widzieliśmy, panie Malfoy.
Draco poznał głos. Podniósł głowę, by napotkać dobrze znane mu spojrzenie Severusa Snape'a. 


(Ślizgon, węże i lalkarze, motywacją - komentarze :))

3 komentarze:

  1. Hym... Naprawdę nic wielkiego się w tym rozdziale nie działo, ale mimo wszystko Hermionie udało się zobaczyć choć na chwilę prawdziwą twarz Dracona. Ciekawa jestem co też takiego będzie chciał od niego Snape. Czekam na kolejny <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Nadrobiłam opowiadanie od trzeciego rozdziału (czyli więcej niż połowę - za takie zaległości powinnaś walnąć mnie w łeb).
    Teraz uświadomiłam sobie, że jestem dekiel, bo... zapomniałam, jakie to opowiadanie jest cudowne. Ale teraz już pamiętam i mam się całkiem dobrze.
    Cóż – kocham to opowiadanie. Jest genialne. W mojej pamięci najbardziej zapisał się sen Hermiony – czy proroczy? Mam nadzieję!
    Bardzo w tym opowiadaniu podoba mi się... Ron. Jego przedstawienie jest oryginalne. Rozstanie jego i Hermiony zbliża się nieuchronnie, to czuć, ale to będzie jedno z tych nielicznych opowiadań, gdzie – prawdopodobnie – nastąpi ono z jej winy, nie z jego. To jest świetne.
    Czuję, że relacja Draco+Hermiony będzie rozwijała się bardzo powoli. To dobrze, nie trzeba pędzić. Chociaż, nie powiem, scen, gdzie są razem jest stosunkowo mało. Mój głód jako-tako zapełniła scena w Pokoju Życzeń, ale jako fanka Dramione po prostu domagam się więcej :3
    Teraz już obiecuję, że będę czytać regularnie (lub spróbuję).
    Życzę mnóstwa weny i czasu!
    Pozdrawiam serdecznie,
    Feltson

    accio-love-dramione.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Sorki, że dopiero teraz! ^^ Rozdział fajny, chyba coś ruszyło w relacji Draco/Hermiona! Czekam na dzisiejszy!!
    ~Potterowa

    OdpowiedzUsuń

Zostań!

Proszę, jeśli przeczytałeś, nieważne - podobało Ci się czy nie, skomentuj! Zostaw po sobie jakikolwiek ślad, bo to moja jedyna motywacja! Z krytyką włącznie.