czwartek, 21 lipca 2016

Rozdział IX

               Jest 21, jest i rozdział. Jest akcja, której tak brakowało ostatnio, a  długość wyszła mi przyzwoita. Wreszcie więcej się rozwiązuje niż gmatwa... chyba. :)
Następny rozdział przewiduję na 25.07, ale będę na bieżąco informować w Proroku Codziennym. Miłego czytania!
Leth.




           Uczniowie wpatrywali się w Rona Weasleya.
           Ron Weasley wpatrywał się w uczniów.
— Hmm, więc... — zaczął, nerwowo drapiąc się po głowie. Nie zdołał jednak wydusić nic więcej, bo przerwał mu piękny, melodyjny głos, należący do kobiety, która właśnie przekroczyła próg sali. W jednej ręce niosła pergaminy, a w drugiej z gracją trzymała długą, czarną różdżkę, ze złotymi ornamentami. Ubrana była w strój, który podkreślał jej przynależność do Ministerstwa, jednak i w nim prezentowała się bardzo okazale. Czarne spodnie ze smoczej skóry opinały jej długie, chude nogi, które jeszcze bardziej wydłużały równie czarne, zabudowane szpilki. Biust i talię podkreślała granatowa koszulka na ramiączka, wykonana z pewnością z jakiegoś drogiego, delikatnego materiału. Na nią narzucony miała ciemny płaszcz, sięgający prawie do połowy łydek. Po jego lewej stronie, mniej więcej na wysokości serca, naszyty był haftowany srebrną i złotą nicią emblemat ministerstwa. Kiedy się odezwała, jej wyniosły głos odbił się od ścian komnaty, a Ron mógłby przysiąc, że brzmiała zupełnie jak swoja siostra.
— Nazywam się Amanda. Amanda Swanhield. — zaczęła, równocześnie machając różdżką. W ułamku sekundy wszystkie pergaminy, które przyniosła, znalazły się na ławach uczniów. — To jest Ronald Weasley, z pewnością wszyscy o nim słyszeliście — wskazała na Rona i rzuciła mu ostre spojrzenie, mówiące, że ma się zrehabilitować.
— Tak, właśnie. — rudowłosy zabrał głos, powodując, że oniemiałe spojrzenia trzeciorocznych skierowały się znów na jego osobę — Jak zostaliście już poinformowani, jesteśmy aurorami i będziemy was uczyć... tego, eee... — spojrzał na blondynkę, prosząc ją o ratunek. Ona tylko wywróciła oczami.
— Będziemy prowadzić dodatkowe zajęcia Obrony Przed Czarną Magią. — powiedziała, a Ron odetchnął z ulgą. Przypomniał sobie zajęcia z profesorem Moodym, który, jak się potem okazało, nie był aż tak szalonooki, jak powinien.
— Kto wie, kim są aurorzy? — zapytał. Dłoń podniosła prawie cała sala. Popatrzył w stronę ciemnowłosej Krukonki, która wyciągała rękę tak wysoko, jakby od tego miało zależeć jej życie. Uśmiechnął się. Przypominała mu Hermionę.
— Jak się nazywasz? — zapytał dziewczynkę, a ona odpowiedziała niemal natychmiastowo:
— Nina, panie profesorze. Aurorzy, to czarodzieje, którzy specjalizują się w wyłapywaniu czarnoksiężników i wtrącaniu ich do Azkabanu. — wypaliła, a rudowłosy uśmiechnął się. Tak, zdecydowanie przypominała mu Hermionę.
— Dobrze, dobrze. — Amanda zabrała głos i popatrzyła na Rona. Cały poprzedni wieczór uzgadniali zajęcia tego dnia, więc mężczyzna dobrze wiedział, co robić. Wziął jedną kartę pergaminu z leżącej przed nimi ławki, sprawiając, że dwaj siedzący w niej Puchoni spuścili głowy, jakby bojąc się spojrzeć na tak sławną i znamienitą postać.
— Ten pergamin został zaczarowany w ten sposób, by nie dane było dowiedzieć się, co jest na nim napisane - chyba, że wiecie, jakie jest hasło. Temu, komu pierwszemu uda się odczytać słowa z pergaminu, otrzyma nagrodę. — oznajmiła, a uczniowie wymienili między sobą zdziwione spojrzenia. — Każda próba zdjęcia czaru będzie skutkowała tym.
Na jej znak, Ron wypowiedział w głowie odpowiednią formułkę, machając przy tym odpowiednio różdżką. Wczorajszego wieczoru uczył się z Hermioną jak zrobić to odpowiednio, nie chciał bowiem zbłaźnić się przed uczniami. Na jego szczęście jednak, zaklęcie poskutkowało, a pergamin zapalił się. Mężczyzna szybko wypowiedział zaklęcie cofające. Ten pokaz wystarczył, by wywrzeć na uczniach odpowiednie wrażenie.
— Czas, start. — powiedział, uśmiechając się pod nosem. Przewidywał, że najbliższe pół godziny spędzi na popijaniu kawy i przyjemnym obserwowaniu nieudolnych prób uczniów. Nigdy nie podejrzewał, że praca na stanowisku aurora może być taka przyjemna.






            Hermiona nigdy nie pomyślała, że praca na stanowisku aurora może być tak bardzo irytująca. Dochodziło południe, a ona od rana była zmuszona do współpracy z Malfoyem. Razem patrolowali błonia i Hogsmeade. Teraz przyszedł czas na Zakazany Las.
           Kobieta rozejrzała się w poszukiwaniu znajomej, tlenionej czupryny. Stała na skraju lasu, ubrana w brązową szatę z obszernym kapturem narzuconym na głowę. Był to strój znany wśród podróżników i wędrowców, a młodym aurorom zależało, by nie rzucać się w oczy.
— Tu jesteś, Granger — znany jej głos rozległ się po lewej stronie, a Hermiona szybkim ruchem odwróciła się w tamtą stronę. I faktycznie, Draco Malfoy stał, opierając się o drzewo, a zwichrzone blond włosy opadały mu na czoło. Na jego ustach jak zwykle wymalowany był kpiący uśmiech, którego tak bardzo miała już dość.
— Idziemy? — spytała ostrym tonem i nie czekając na odpowiedź, ruszyła w stronę lasu.
           Szła cicho, za sobą cały czas słysząc jego kroki. W ciągu ostatnich paru godzin nasłuchała się tak dużej liczby uwag na swój temat, że jedynym, czego pragnęła było wypicie dobrej, gorzkiej kawy i zanurzenie się w jakiejś ciekawej lekturze. Teraz jednak musiała myśleć o czymś innym. W prawej ręce ściskając różdżkę, pozwoliła, by jej zmysły przesiąknęły atmosferą lasu. Zszokowało ją to, jak mało w nim było śniegu. Korony drzew były tak gęste, że przedostawało się przez nie zaledwie trochę białego puchu. Nie pasujący do pory roku zapach trawy i drzew uderzył ją, ale wyczuwała coś niepokojącego, co cały czas wisiało w powietrzu. Szła coraz dalej zagłębiając się w ciemną plątaninę roślin, raz po raz odginając różdżką jakąś gałąź lub korzeń, by ułatwić sobie przejście. W końcu, gdy było ich tak dużo, że przedostanie się bez użycia magii stało się prawie niemożliwe, a ciemność dominowała jej zmysł wzroku, zatrzymała się. Wtedy usłyszała głosy.
— Ty i twoje cholerne pomysły! Dobrze wiesz co się stanie, jak plan się nie uda!  — Hermiona już miała podejść bliżej w stronę, z której dochodziły głosy, jednak chwilę później została przyciśnięta do drzewa. Jedna z silnych dłoni znalazła się na jej ustach, a druga trzymała różdżkę, teraz wbitą boleśnie w jej szyję.
— Spróbuj tylko pisnąć, Granger, a pożałujesz — usłyszała cichy szept obok swojego ucha, który sprawił, że aż zatrzęsła się ze wściekłości. Jak on śmiał jej rozkazywać?! Jak śmiał jej grozić?! To miała być osoba, której Kingsley postanowił dać drugą szansę?! "Każdy zasługuje na szansę", na Merlina! Jak tylko wrócą, samodzielnie napisze doniesie Ministrowi, że osoba, którą obdarzył takim zaufaniem, była nic nie wartym gnojkiem i najprawdopodobniej Śmierciożercą. Chwilę później jednak nie mogła się nad tym zastanawiać, bo głosy stały się wyraźniejsze, a kroki i dźwięki łamanych gałązek jeszcze głośniejsze.
— Chrzanić! Widzisz, w co nas wpakował twój niewyparzony język! Pożegnaj się z głową, Rowle!
           Hermiona drgnęła. Rowle - nazwisko śmierciożercy, przez którego odbyła się ich pierwsza misja. Jakiś wieśniak mówił, że widział go w pobliżgu Hogsmeade. Niestety nie udało się go przesłuchać, gdyż człowiek ten został zabity.
           Podniosła wzrok. Spojrzała na blondyna, który z wielkim skupieniem wpatrywał się w scenę za nią. Widać stamtąd musieli nadchodzić osobnicy. Delikatnie przesunęła głowę, wychylając się zza drzewa. Różdżka Malfoya zaczęła niebezpiecznie wbijać się w jej kark, jednak zignorowała to. Może był Śmierciożercą i dupkiem, ale nie idiotą.
          Zobaczyła dwóch mężczyzn, odzianych w czarne szaty, przedzierających się przez las. Jednym z nich faktycznie był Thorfinn Rowle - ten, którego Ronald określił mianem "blond dryblasa" - ale drugiego nie znała. Miał ciemne, bardzo krótkie włosy i parodniowy zarost, mógł mieć może czterdzieści parę lat. W ręce dzierżył krótką, prostą, czarną różdżkę.
           Obaj co chwilę zatrzymywali się. Rowle przykucał, a ten drugi, obcy, rozglądał się stojąc.
— Wiesz co, Garret, dość mam już twojego pieprzenia. — odezwał się blondyn, zwracając się do mężczyzny którego nazwał Garretem — Pomyśl lepiej co będzie, jeśli się nam powiedzie. Przecież wiesz, jak hojnie zostaniemy wynagrodzeni.
— Jeśli się nam powiedzie, kretynie. Który to już tydzień? Dziewiąty? Nadal bez sukcesu.
— Kretynie?! Mnie nazywasz kretynem?! — wykrzyknął Rowle, popychając swojego towarzysza. Ten wyciągnął różdżkę i już chciał rzucać zaklęcie, kiedy mężczyzna wytrącił mu ją z ręki.
On nie będzie zadowolony, że chcesz mnie zabić, ty parszywy...
— Zamknij się już lepiej — Garret  podniósł różdżkę i spojrzał wyzywająco na blondyna — i spróbuj zmienić to, w co nas wpakowałeś.
            Hermiona zdusiła westchnienie, kiedy mężczyźni podjęli wędrówkę. Czuła, że od drzewa, przy którym stała razem z Malfoyem dzielą ich metry, centymetry... Zamknęła oczy. Poczuła, jak on przyciska się do jej ciała, jak najbliżej, by jak najmniej było ich widać. Modliła się w duchu, by mężczyźni nie poszli tą drogą, nie obeszli drzewa, by zawrócili... Mogłaby przysiąc, że Draco czuł jak mocno biło jej wtedy serce. Chciała otworzyć oczy, jednak jedynym, co była w stanie ujrzeć był tors mężczyzny. Czuła jego przyśpieszony oddech na swoim policzku. Gdyby tylko to był Ron, mogłaby przysunąć się do niego bliżej, dać jakiś znak, że ona też się boi, że jeśli coś się stanie, to będą walczyć razem, gotowi, by wspólnie ponieść śmierć. Pragnęła w jakiś sposób dodać mu otuchy. Gdy kroki stały się tak bliskie, że potrafiła wyobrazić sobie minę Thorfinna, gdy zobaczył ich dwójkę ukrytych za drzewem, zacisnęła oczy.
           Tak, jak kroki niespodziewanie się pojawiły, tak zniknęły. Szelest łamanych gałęzi nikł powoli, w miarę oddalania się mężczyzn od ich drzewa, jednak Hermiona potrzebowała więcej czasu, by uzmysłowić sobie, że może już otworzyć oczy. Właściwie, nastąpiło to dokładnie w momencie, gdy kpiące warknięcie rozległo się tuż obok jej ucha.
— Już po wszystkim, Granger. Możesz mnie puścić.
Dopiero wtedy dziewczyna zorientowała się, że jedną ręką ściska połę płaszcza Malfoya, a drugą jego ramię. Puściła je, czując, jak na jej policzki wpływa rumieniec wstydu.
— Szczerze, myślałem, że gryfoni są odważniejsi. — były ślizgon zaśmiał się sarkastycznie, wygładzając kurtę w miejscu, gdzie przed chwilą wbiły się paznokcie kobiety.
— Sam przed chwilą trząsłeś się jak... fretka. — wycedziła mściwie Hermiona, dodając chwilę później — Choć jeśli mam być szczera, byłaby to obraza dla fretek.
Blondyn zacisnął zęby i ruszył przodem.
— Wracamy, Granger. Śpieszy mi się, żeby zmyć z siebie zapach szlamu. 

           Szkoda tylko, że Hermiona nie mogła zobaczyć uśmiechu, który błąkał się na jego ustach jeszcze długo po tym, kiedy opuścili Zakazany Las.









         W kominku płonął ogień, a cała komnata wypełniona była przyjemnym ciepłem, które Hermiona tak dobrze znała ze swoich czasów spędzonych w Hogwarcie. Jej nogi spoczywały wyciągnięte na brązowej kanapie, a ona sama popijała kawę i obserwowała Rona, który pogrążony był w pisaniu raportu o "poziomie wiedzy na temat Czarnej Magii uczniów Hogwartu". Gdzieś po drugiej stronie komnaty Draco Malfoy popijał Ognistą i wyglądał przez okno, ale była gryfonka postanowiła nie zawracać sobie nim głowy. Kiedy drzwi otworzyły się i weszła przez nie roześmiana Amanda, Hermiona zesztywniała. Nie wyrobiła sobie jeszcze zdania na temat młodszej siostry Naczelnej Dziwki Aurorów, jak nazywała Catrinę Ginny, po tym, jak ta przystawiała się do Harry'ego. Ron, opowiadając mniej więcej jak przebiegł mu dzień, wspomniał, że bez starszej panny Swanhield, Amanda zachowuje się nadzwyczaj normalnie i nawet dość inteligentnie, jednak Hermiona nie potrafiła sobie tego wyobrazić. Obrzuciła blondynkę spojrzeniem, rejestrując fioletową koszulkę z satyny, której dekolt był tak głęboki, że była gryfonka była w stanie dostrzec pierwszą koronkę jej stanika, oraz czarną, krótką spódniczkę, z materiału imitującego skórę węża. Amanda jednak zdawała się nie zauważać, bądź nie zwracać uwagi na jej spojrzenie, gdyż rozsiadła się na fotelu obok i z uśmiechem na ustach odezwała się do Hermiony:
— Nie miałyśmy okazji się bliżej poznać, Hermiono, ale wiele o tobie słyszałam. Chyba przyszedł czas, by nadrobić zaległości.

           Od ostatniej rozmowy z Ginny, była gryfonka nie pamiętała, kiedy przy rozmowie ostatnio towarzyszyło jej uczucie tak dużej otwartości i szczerości względem siebie. Amanda Swanhield okazała się być osobą, którą najmniej spodziewałaby się zobaczyć w niej Hermiona. Blondynka opowiedziała kobiecie trochę o swoim życiu, o szkole Beauxbatons, do której uczęszczała. Była niesamowicie wygadaną i ciepłą osobą, tak, że szatynka dziwiła się, jak ktoś taki może mieć te same geny co Catrina Swanhield. Ponadto, nie umiała zrozumieć, dlaczego tak mądra dziewczyna chowała swoje atuty pod krótkimi spódniczkami i ciągłym udawaniem głupiej i naiwnej. Nie pytała jednak, czując, że nie był to dobry moment ani pora. Stwierdziła, że na razie nie będzie o tym myśleć i zacznie rozkoszować się chwilą i powrotem do starego, dobrego Hogwartu.





            Draco słuchał wesołego szczebiotu Amandy i krótkich wypowiedzi Granger, które siedziały gdzieś za jego plecami. Z jednej strony działało mu na nerwy, jak siostra Catriny może rozmawiać ze szlamą jakby była na tym samym szczeblu co oni, jednak z drugiej, ten wesoły chichot dwóch, dojrzałych już przecież - bo w końcu dziewiętnastoletnich - kobiet, sprawiał, że były Książę Slytherinu mógł zagłuszyć w jakiś sposób dzwoniące w głowie myśli. Ciągle jednak nie potrafił pozbyć się z mózgu wspomnienia poprzedniego wieczoru. Słowa Severusa Snape'a i jego wzrok, który kompletnie przewiercał duszę Dracona nie dawał mu spokoju.
           "Chyba nie jesteś aż takim głupcem, Draco. głos mężczyzny był druzgocący, ale blondyn starał się nie odwrócić wzroku. To, co robię, to już nie jest twoja sprawa, Snape. warknął i spróbował wyrwać rękę z uścisku, jednak na nic się to zdało. Póki jestem twoim wujem, wszystko co robisz jest moją sprawą. wycedził czarnowłosy w odpowiedzi. Nie podejrzewałem jednak, że okażesz się aż takim tchórzem. Nie jestem tchórzem odpowiedział Malfoy, siląc się na powagę, jednak jego głos bardziej przypominał pisk.
Słuchaj mnie uważnie, Draco. Rozmawiałem z twoją matką. Musisz zrobić to, o co cię prosi. Jesteś głuchy, Severusie? T o  n i e  j e s t  t w o j a  s p r a w a. blondyn akcentował dokładnie każdy wyraz, jednak jego kpina zdała się na nic. Uścisk na ramieniu wzmocnił się, a Snape wymierzył mu policzek. Draco zachwiał się, bardziej z szoku niż z bólu.
Pożałujesz, jeśli nie zrobisz tego, co mówię. Chcesz, żeby twoja matka przez ciebie umarła, rozpieszczony gówniarzu? głos mężczyzny brzmiał spokojnie, jednak blondyn bardzo wyraźnie wyczuł groźbę, która wbijała się w jego krtań, odbierając mu głos. Obaj, zarówno Severus jak i on wiedzieli, że Draco, choć w dzieciństwie spełniane były prawie wszystkie jego zachcianki, nie był rozpieszczany przez życie. Wuj wiedział jednak doskonale jak sprawić, by w sercu Malfoya Juniora pojawił się zarówno ból, jak i poczucie winy.Dobrze. powiedział cicho blondyn, spuszczając głowę. Spełnię twoją  p r o ś b ę." 




            Hermiona przemierzała korytarze Hogwartu, kierując się do kuchni. Przed chwilą skończyły się jej ostatnie zajęcia które miała z uczniami, a ona marzyła czymś dobrym do zjedzenia.
           Dochodziła siedemnasta, co znaczyło, że Ron i Amanda mieli lada chwila wrócić z patrolu. Dziś to Hermionie i Malfoyowi przyszło zostać nauczycielami i była gryfonka musiała przyznać, że było to o wiele przyjemniejsze, niż szukanie Śmierciożerców w Zakazanym Lesie.
           Szatynka skręciła za kolejny róg i zatrzymała się, widząc Dracona, szybkim krokiem wchodzącego do Pokoju Życzeń. Wiedziona gryfońską ciekawością pośpieszyła za nim, cicho wmykając się do środka, zanim drzwi się zamknęły.
          W środku panował chaos. Było to to samo miejsce, w którym Harry ukrył pamiętnik Toma Riddle'a. Hermiona nie rozumiała, co blondyn robił w tym miejscu, ale wydało się jej to podejrzane, tym bardziej, że mężczyzna zachowywał się, jakby wiedział co robi. Przypomniała sobie słowa Kingsleya, który przed wyjazdem poprosił ją, by uważała na to, co robi młody Malfoy. Zamierzała dotrzymać obietnicy.
           Poruszała się cicho, wśród gór i pagórków zgromadzonych przez lata przedmiotów. Draco przemierzał komnatę, dokładnie wiedząc, gdzie idzie. Gdy Hermiona zobaczyła ustawiony na środku przedmiot, również już wiedziała. Szafka Zniknięć. Malfoy otworzył drzwi i włożył coś do środka, jednak była gryfonka nie zdołała dojrzeć co to było. W tym czasie blondyn zamknął drzwi i czekał. Ona również czekała, kiedy sekundy zdały się zamienić w minuty, a minuty w godziny. Nie mogło minąć jednak więcej niż pięć minut, kiedy drzwi ponownie się otworzyły.
            Ze środka wyszedł nikt inny, niż Thorfinn Rowle, z towarzyszem w postaci Garreta. Hermiona zdusiła okrzyk. Ten karaluch... ten podły Śmierciożerca...
— Czego chcesz, Malfoy? Jakbyś nie wiedział, jesteśmy na misji. — Thorfinn warknął w stronę blondyna, jednak ten nawet nie drgnął.
— Jakbyś nie wiedział, Rowle — Draco wyciągnął różdżkę i przyłożył ją do brody mężczyzny, sprawiając, że ten cofnął się o krok — to mam informacje z pierwszej ręki.
— Idioto, znowu chcesz nas wpędzić w kłopoty?! — tym razem odezwał się ciemnowłosy Śmierciożerca, popychając Thorfinna — Nie zapominaj lepiej, że Dracon jest wyżej rangą niż ty.
Hermiona powstrzymała się przed wybuchnięciem nerwowym śmiechem. Wbrew wszystkiemu nie potrafiła uwierzyć, że Malfoy tak dobrze ich wszystkich oszukał. Chce się zmienić, też coś.
— Przyszedłem was ostrzec. — wycedził wreszcie były Książę Slytherinu, a jego oczy zdawały się miotać pioruny — Jeszcze jeden taki wyskok, a wasza nieuwaga zostanie srogo ukarana.
— Ależ Smoku... o czym ty, do cholery, mówisz? — spytał Garret, jakby na przymilenie używając starego pseudnimu mężczyzny.
— Wczoraj, ja i ta szlama, Granger, patrolowaliśmy Zakazany Las. — na twarzy blondyna pojawił się kpiący uśmiech, w miarę jak na twarzy Śmierciożerców pojawiło się zrozumienie i strach — Próbuj zgadnąć, kogo zobaczyliśmy.
— Smoku, my... — wykrztusił Garret, jednak nie było to dobre posunięcie.
— Crucio! — wykrzyknął Malfoy w jego stronę, nieruchomo patrząc, jak brunet zwija się w bólu — Nigdy.więcej.mnie.tak.nie.nazywaj. — wycedził i zwolnił zaklęcie. Mężczyzna leżał na posadzce, dysząc ciężko.
— Jeszcze jeden taki występek i nie będę taki miły. — dodał blondyn i ruszył w stronę wyjścia.
             Hermiona potrzebowała jeszcze paru minut, żeby się uspokoić. W tym czasie Rowle, klnąc ciężko zdołał już pochwycić swojego towarzysza i razem z nim znów przejść przez Szafkę Zniknięć. Brązowowłosa otrzepała się i w miarę, jak wydarzenia poprzednich dziesięciu minut zaczęły na dobre docierać do jej mózgu, jej kroki przyśpieszały. Gdy przestąpiła próg komnaty, zaczęła biec.
             Musiała jak najszybciej znaleźć się w pokoju i opowiedzieć wszystko Ronowi. Potem, musieli jak najszybciej donieść o sytuacji Kingsleyowi. Sytuacja była bardzo poważna.
            Dziewczyna szybko zbiegała po schodach. Jeszcze trzy zakręty, jeszcze dwa i już opowie o wszystkim Weasleyowi. Do tej pory musiał już wrócić z patrolu.

           Pewnie jej zamierzenie by się spełniło, gdyby nie fakt pojawienia się na drodze Hermiony wyjątkowo irytującego duszka. I pewnie ex-gryfonka nie zawracałaby sobie nim w ogóle głowy, gdyby nie to, że ten wyjątkowo irytujący duszek akurat tę chwilę wybrał sobie, by zaprezentować światu swoją najnowszą piosenkę, o ile można nią było nazwać sklecone nieudolnie rymy.




Czy to nie Hermionka,
Cudowna ma potworka,
Spod znaku lwa,
Potworka ma.
Przed nią był tu Drakuś, 

Ślizgoński król piękności,
Co węża w godle ma,
Śliska jest sprawa ta...!


           Wtedy Hermiona zrozumiała.


6 komentarzy:

  1. Szkoda, że rozdział zakończył się w takim momencie. Jestem bardzo ciekawa co też będzie działo się dalej.
    No i mam nadzieję, że Draco odgrywa rolę podwójnego agenta, tak jak wcześniej Snape. Ciekawi mnie też co też takiego zrozumiała Hermiona?
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Pochłonęłam wczoraj wszystkie dostępne rozdziały i zdecydowanie zainteresował mnie Twój tekst. Przede wszystkim, widać, że masz jakąś swoją wizję i konsekwentnie, przynajmniej na razie, ją realizujesz. W dużej mierze Twój tekst wymyka się schematom, co naprawdę jest jego mocną stroną. Mam już serdecznie dość czytania o powrocie do Hogwartu i nieustających przepychankach między Hermioną a Draco, mam dość wrednego, brutalnego i narwanego Ronalda (którego akurat raczej nie lubię i kompletnie nie rozumiem, jak ktoś taki jak on mógłby być w związku z Granger, ale jeśli jest przyzwoicie wykreowany, to jako przyjaciel mi nie przeszkadza) i wiecznie tych samych, szablonowych charakterów pobocznych. Dlatego Twoja opowieść naprawdę mi się podoba. Świetnie budujesz postaci swoich bohaterów, szczególnie tych drugoplanowych, wprowadzonych jako OC na potrzeby opowiadania. Podoba mi się też zupełnie inna zarysowująca się wersja bliższych kontaktów między Ginny a Blaisem - za jego postać szczególne brawa. Naprawdę satysfakcjonująco wypada powolny rozpad układu między Hermioną a Ronem. Nie wiem, jak Weasley ostatecznie zareaguje, kiedy już wreszcie Granger wyartykułuje bezsens dalszego ciągnięcia tej imitacji związku, ale mam nadzieję, że podtrzymasz klasę i rozwiążesz to w jakiś nie do bólu przewidywalny sposób ;)

    Wreszcie chyba najmocniejszy punkt programu - kreacja Draco. To, jak budujesz tę postać od strony psychologicznej, emocjonalnej, jak tworzysz charakterystykę człowieka uwikłanego - jak dla mnie jest to jedna z lepszych wizji jego osoby. Bardzo zbliżona, przynajmniej w części, do mojego własnego postrzegania tego bohatera.

    Sama fabuła tekstu jest również interesująca i daje naprawdę szanse na rozwinięcie skrzydeł w kierunkach, w których, póki co, podążasz, bo stosujesz niektóre rozwiązania mocno różniące się od stereotypu nawracającej wojny ze Śmierciożercami. Gdyby udało Ci się utrzymać zainteresowanie czytelnika na takim poziomie do końca opowieści, będzie to ogromny sukces.

    Jedyne, co mnie do końca nie kupiło, to fakt, iż Hermiona Granger nie ukończyła edukacji. A przynajmniej jakoś mi z treści nie wyniknęło, by miała możliwość, tak jak Ginevra, zdać owutemy w skróconym procesie kształcenia. Jakoś trudno mi ją sobie wyobrazić, by ot tak sobie przystała na ofertę podjęcia pracy jako auror (tym bardziej, że nie była to wymarzona w czasach Hogwartu ścieżka jej kariery) bez ukończonej szkoły. O ile w przypadku Harry'ego, Ronalda, nawet Draco, w tym układzie rodzinnym, w jakim się znajduje, taki zamysł nie budzi wątpliwości, o tyle Hermiona Granger bez kompletu punktów z owutemów wydaje się mocno nieprawdopodobna i dość niewiarygodna. To jednak oczywiście tylko takie moje spostrzeżenie i mój punkt widzenia na jej osobę.

    Z ogromnym zaciekawieniem będę śledziła dalsze rozdziały i dopingowała, abyś to opowiadanie ukończyła, bo jeśli utrzyma poziom, naprawdę będzie tego warte.

    Pozdrawiam
    Margot

    OdpowiedzUsuń
  3. Przepraszam, dopiero po napisaniu komentarza zerknęłam do zarysu fabuły (wcześniej prześledziłam jedynie zbiór bohaterów) i jest tam wzmianka o ukończeniu Hogwartu przez sztandarowe osoby. Zatem moje dywagacje na temat braku owutemów uznaj, proszę, za niebyłe ;)

    Margot

    OdpowiedzUsuń
  4. Dotarłam i ja :)
    Przeczytałam wszyściutko ( w końcu, no nie? eh, ten brak czasu) i mogę powiedzieć, że zapowiada się bardzo ciekawie, lekko się czyta i jednym słowem, kawał dobrej roboty!
    No czemu tak jest, że Draco zawsze pakuje się w niezłe bagno wbrew swojej woli i pod szantażem? W każdym razie, nie mogę się doczekać następnego rozdziału :D
    Gorąco pozdrawiam i życzę dużo weny ;)
    Basiabella

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nominowałam Cię do Liebster Blog Award!
      Więcej informacji tutaj: http://dramione-uczucia-rodem-z-cyrku.blogspot.com/2016/08/trzecie-i-czwarte-la.html

      Usuń
  5. Wstyd przyznać i powinnaś mnie za to zdrowo walnąć w łeb, ale... Przeczytałam rozdział i zapomniałam skomentować. Przepraszam. Fakt, że w między czasie czytałam skończonego ff i z przyzwyczajenia nie dałam komentarza wcale mnie nie usprawiedliwia.
    A teraz odnośnie fabuły: zaskakuje mnie Draco. Jakoś wierzyć mi się nie chce, że nadal jest ze śmierciożercami... W głębi serduszka mam nadzieję, że on tylko szpieguje. Musi, prawda?
    Nie podoba mi się również Amanda. Coś czuję, że ona wcale nie jest taka dobra, jak mogłoby się wydawać.
    Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział ❤❤ Tym bardziej, że tak jak obiecałaś, ma być jeszcze dłuższy *---*
    Pozdrawiam serdecznie,
    Feltson

    OdpowiedzUsuń

Zostań!

Proszę, jeśli przeczytałeś, nieważne - podobało Ci się czy nie, skomentuj! Zostaw po sobie jakikolwiek ślad, bo to moja jedyna motywacja! Z krytyką włącznie.