wtorek, 25 sierpnia 2015

Rozdział IV

Lumos. Powiem na wstępie, że wiem, iż długość jest okropna. Niestety zaczęłam pisać zdecydowanie za późno, bo w dniu publikacji. Przepraszam, miałam ciężki tydzień. Dalej - staram się jak mogę, by opisać dorosłą Hermionę dobrze, nie jest to jednak łatwe. Próbuję przedstawić ją jak najbardziej normalnie, by oddawała swój charakter poprzednich lat i jednocześnie była młodą, jednak dojrzałą już kobietą, i w tym samym czasie nie robić typowo blogaskowatego zagrania, robiąc z niej zaokrągloną we właściwych miejscach, malującą się i modnie ubierającą seks bombę. Jak już jednak mówiłam, jest to jednak dość trudne, więc mam nadzieję, że zrozumiecie, że Hermiona jako dorosła, w pełni wykształcona kobieta ma teraz i inne potrzeby. Cóż, nie będę zanudzać. Zapraszam do czytania, nie jedzcie mnie za długość.
Poproszę wszystkich czytających o opinię, bo bardzo mi na nich zależy. Dziękuję. Nox.
Wasza Lethorin

PS. Zostałam nominowana do Liebster Blog Award, więc strona jej dotycząca niedługo pojawi się na blogu, jak tylko znajdę chwilę. :) 




Soundtrack:
Yiruma - River Flows in You


      Hermiona wyglądała przez okno. Był środek nocy, a Jasmine spała już smacznie w swoim łóżku. Młodsza dziewczyna jednak nie mogła zasnąć. Pomimo, iż jej powieki zdawały się być wyjątkowo ciężkie, nie potrafiła zmusić swojego ciała do odpoczynku. Coś nie dawało jej spokoju, pukało prosto do jej umysłu, nie pozwalając zasnąć. Jej umysł zaprzątało milion rzeczy i jednocześnie nic, w tym samym momencie. 
      Podeszła do półeczki nad swoim łóżkiem i wyciągnęła z niego małą szkatułkę. Była to jedyna ważna rzecz, którą wzięła na misję. Otworzyła pudełeczko i spojrzała na zawartość. Listy, jej egzemplarz Baśni Brada Beedle'a... jednym słowem przedmioty, które miały dla niej znaczenie. Odetchnęła i wyłowiła ze środka ręką mały, srebrny wisiorek. Jego zawieszka była w kształcie dwóch, połączonych ze sobą serc. Dziewczyna zamknęła szkatułkę i odłożyła na łóżko, a rękę wciąż zaciskała na łańcuszku, który zdawał się palić ją w dłoń. Już go nie nosiła, choć wiedziała, że powinna. Dostała go od Rona, na osiemnaste urodziny. Był jak deklaracja miłości, którą przyjęła. Od początku wiedziała, że kocha chłopaka. Zawsze potrafił ją rozśmieszyć, a zasypiając w jego ramionach czuła się bezpieczna. Czasem bywał też romantyczny, dając jej podobne prezenty, lub wyznając swoje uczucia. Jego pocałunki były słodkie i delikatne, sprawiały, że unosiła się nad ziemią.
       Było jednak coś. I to coś, jak zasiane ziarno wątpliwości, oplatało jej serce i szeptało do ucha, że to nie to. Że to nie jest właściwe, że nie takie jest jej przeznaczenie. A dziewczyna ostatnio coraz częściej ulegała temu tajemniczemu czemuś, odmawiając pocałunkom, unikając wiążących rozmów. Czuła, że czegoś brakuje w tym związku. Choć Ronald potrafił ją rozśmieszyć, nie umiał prowadzić z nią poważnych rozmów, na mniej miłe tematy. Choć w jego ramionach czuła się bezpiecznie, to uczucie niezręczności spadało na nią, gdy ktoś zobaczył jak go obejmuje. Jego romantyczność była urocza, jednakże brakowało jej w nim drapieżności i pożądania, tak jak w jego pocałunkach, które, choć przyjemne, pozbawione były jakiejkolwiek namiętności. Może dlatego przestała nosić wisiorek. Bała się, że to zauważy, nie chciała go zawieść. On jednak zdawał się nie zwracać uwagi na pozbawioną łańcuszka szyję dziewczyny, nawet, gdy składał na niej ciepłe, bo gorącymi nie można ich było nazwać, pocałunki. 

       Hermiona pogładziła opuszkiem splecione serduszka i uśmiechnęła się smutno. Choć Ron wielokrotnie zapewniał ją, że ją kocha, ona nigdy nie powiedziała mu tego samego. Czuła, że on w pewnym stopniu zdawał sobie sprawę, że nie jest pewna swoich uczuć, tak jak nigdy nie miała na tyle pewności, by wyznać mu miłość. On jednak nie pytał, za co była mu bardzo wdzięczna. Tylko patrzył zawiedzionym wzrokiem, który tak bardzo kuł ją w serce. Wiedziała, że zawsze będzie mogła na niego liczyć i że on nigdy jej nie skrzywdzi. Ale była to chyba kolejna z rzeczy, która sprawiała, że Hermionie nie biło tak mocno serce na jego widok. Dziewczyna, choć ułożona, lubiła tajemnice. Każda młoda kobieta marzy o tajemniczym mężczyźnie, trochę nieodgadnionym, trochę niebezpiecznym. Takim, przy którym nikt by jej nie skrzywdził, aczkolwiek ona sama obawiałaby się go trochę, gdy byliby sami. Którego musiałaby powstrzymywać, gdy wkładałby palce za jej szlufki od paska i przyciągał do siebie, jakby chciał posiąść ją tu i teraz. Hermiona nie była inna. Też marzyła o takim mężczyźnie. A Ron Weasley taki nie był. Nie dla niej. Kojarzył się jej z domem, ze słońcem, z bezpieczeństwem. Gdyby powiedział, że powinna się go obawiać, przygniatając ją swoim ciałem i obdarzając mocnymi, namiętnymi pocałunkami... odepchnęłaby go i zaczęła się śmiać. A on by nie zaprotestował i zapewne dołączył do niej, pozwalając przejąć kontrolę. Nie tego potrzebowała. Chciała, żeby jej mężczyzna przyciągnął ją do siebie i przycisnął do ściany. Zaczął całować z pożądaniem oraz siłą, żeby czuła jak obsuwa się jej grunt pod nogami. Żeby wziął ją na ręce i zaniósł do łóżka, położył się na niej i muskał jej usta z coraz większym zapałem. Wsunął jej ręce pod koszulkę i badał jej ciało, jakby miał to być ostatni raz w ich życiu. Pragnęła poczuć na własnej skórze co to pożądanie. Tego chciała i o tym śniła. Ktoś mógłby powiedzieć, że zmieniła się przez ostatnie lata, że nie takich marzeń by się po niej spodziewał. Ale ten ktoś musiałby być ślepy lub głupi, żeby nie zauważyć jednej, bardzo ważnej rzeczy. Hermiona Granger miała dziewiętnaście lat i bynajmniej nie była już niewinną dziewczynką. I choć może nadal nie była boginią seksu, ani modelką, to była kobietą. Dorosłą, ładną kobietą, która miała swoje potrzeby. Ale cóż mogła robić, skoro jej chłopak tych potrzeb nie spełniał? Ron nie potrzebował kobiety, potrzebował dziewczyny. Kogoś, kim mógłby się opiekować, kto sprawiałby wrażenie, jakby zaraz miał się rozlecieć. A jego obecna miłość nie była taką osobą. Ona nie dawała ratować sobie życia, sama ratowała życie innym. Nie była z cukru, nie mogła się roztopić. Była waleczna i momentami nawet groźna. 
        Hermiona odetchnęła. Wiedziała, że nie byli sobie przeznaczeni, czuła to od początku. A jednak, w jakiś pokręcony sposób czuła się do niego przywiązana i nie potrafiła go zranić. Kochała go, zbyt namiętnie jak na przyjaciela, zbyt łagodnie jednak jak na kochanka. Nie umiała zrozumieć siebie i swoich uczuć... a po jej policzku pociekła pojedyncza łza. Mało było w życiu walecznej, byłej gryfonki momentów, w których nie wiedziała co robić. To jednak była jedna z tych chwil. 



- Rozdzielimy się - zaczęła Jasmine, gdy następnego dnia spożywali śniadanie, a gdy towarzysze spojrzeli na nią z zaskoczeniem, dodała - jestem najstarsza i najdłużej z Was jestem aurorem. Obejmę  dowodzenie. - gdy nie usłyszała żadnych słów sprzeciwu, kontynuowała - Podzielimy się na dwie grupy. Ja, Harry i Ron spędzimy dzisiejszy dzień na przeczesywaniu terenu. Rozejrzymy się trochę, popytamy mieszkańców. Hermiono, Ty razem z Paulem i Draconem udacie się do Hogwartu i przekażecie list.  Ponadto chciałabym, żebyście wstąpili do Severusa Snape'a. Będzie wiedział, po co was wysłałam. Czy wszystko jasne?
Rozległy się potakujące głosy. Nikt nie zaprotestował, ale Hermiona miała przemożną ochotę by rozszarpać dziewczynę.



Hogwart wyglądał tak wyniośle, jak pierwszego dnia, gdy go zobaczyła. Choć musiał zostać odbudowany po bitwie, nie wiele się zmienił. Była gryfonka wpatrywała się w zbliżające się wieże szkoły, kiedy szli polną drogą, którą zazwyczaj pokonywały testrale. Mogli skorzystać z proszku Fiuu, mioteł, lub innego środka lokomocji, ale mieli cały dzień i chcieli się trochę rozejrzeć.
Hermiona szła z tyłu, a Paul obok niej, próbując opowiadać jej niezbyt zabawne kawały. Przed nimi rysowała się wyraźna sylwetka Malfoya, który nadawał tempo ich krokom.
- O, to teraz słuchaj! - starszy auror rozpromienił się - Harry mówi do Rona: ''dałem dziś odpocząć Hedwidze''. ''W jaki sposób?'' pyta Ron. ''Osobiście doręczyłem Snape'owi mój anonimowy list z pogróżkami!'' - zaczął się śmiać, a i Hermiona mimowolnie się uśmiechnęła. Usłyszała ciche prychnięcie z przodu.
- Nie podobało ci się Smoku? Przecież to dobry kawał! Sam go wymyśliłem! Mam też parę o tobie...

- Daruj sobie Bickduel. Twoje żarty są tak śmieszne, jak Weasley inteligentny.
Brązowowłosa dziewczyna już chciała odpowiedzieć i jakoś obrazić blondyna, ale nagle coś sobie uświadomiła. Jakim cudem Paul zwracał się do Malfoya per ''Smok''? Było to jego przezwisko jeszcze z czasów nauki w Hogwarcie, zwracali się do niego nim tylko przyjaciele. Dziewczyna zmarszczyła brwi.
- Coś się stało, Hermiono? - spytał szatyn, a ta uśmiechnęła się, nie chcąc, by zauważył konsternację na jej twarzy. 

- Nic, skądże - odpowiedziała, ale trybiki w jej mózgu pracowały.
Godzinę później dotarli do bram Hogwartu. Bickduel zaczął szarpać się z zamkiem, na co brązowowłosa wzdychnęła przeciągle. Odepchnęła mężczyznę i wyciągnęła różdżkę. 
- Hogwart, Hogwart, Pieprzo-Wieprzy Hogwart. - wyrecytowała, przystawiając ją do wielkiej kłódki zawieszonej na bramie, która zaraz potem otworzyła się z głuchym szczękiem. Czarownica spojrzała na Paula z pobłażaniem, na co mężczyzna tylko wzruszył ramionami.
       Przeszli przez dziedziniec, który był zupełnie pusty. Hermiona oceniła porę dnia po położeniu słońca i odezwała się do mężczyzn, patrząc jednak tylko na szatyna:
- Musimy iść do Wielkiej Sali. Najpewniej w tej chwili trwa obiad, więc los nam sprzyja. Możemy załatwić wszystkie sprawy na raz. Posłuchajcie mnie.
- Serio, Granger? Ja mam cię słuchać? - usłyszała chłodny głos Malfoya, w którym pobrzmiewała, tak dobrze jej znana, nutka ironii.
- Tak, Malfoy, masz mnie słuchać. - wycedziła, akcentując mocno trzy ostatnie wyrazy.
- No proszę, panna Wiem-To-Wszystko mi rozkazuje... strach się bać - roześmiał się kąśliwie blondyn.
- Chcesz, żebym pokazała ci, co to strach, Malfoy? Jak ostatnim razem ci zademonstrowałam, bardzo bolał cię nosek! - sarkastycznym tonem odezwała się Hermiona, wlepiając w niego spojrzenie, które mogłoby zabić. Chwilę później stalowe tęczówki natrafiły na jej źrenice. Gdy później dziewczyna rozmyślała o tym zdarzeniu, mogłaby przysiąc, że stali tam naprawdę bardzo długo, patrząc sobie w oczy, prowadząc niemą sprzeczkę, którą jednak oboje dobrze rozumieli. Ironiczny, jasnobłękitny wzrok Malfoya kłócił się z jej czekoladowym, zazwyczaj ciepłym spojrzeniem. Miała ochotę podejść do niego i uderzyć go w twarz, jak w trzeciej klasie. Jednak Hermiona była już dorosła i musiała zachowywać się jak na jej wiek przystało. Wypuściła głośno powietrze i skierowała się w stronę wejścia do szkoły, modląc się, by poszedł za nią bez dalszych kłótni. 

      Nigdy nie odpowiadały jej sprzeczki z Malfoyem. Wolałaby mieć go po swojej stronie, zwłaszcza teraz, gdy dzielili nie tylko pracę, a biuro. Zawsze uważała go za bardzo inteligentną, ale zagubioną osobę. Wiedziała, że jest dupkiem, ale zdawała sobie też sprawę, że nie mógł się taki urodzić. Ponadto, często śledziła jego zachowanie na lekcjach i zauważyła, że był on naprawdę dobrym czarodziejem. Zawsze był skupiony, nie zwracając uwagi na grupę swoich czcicieli, którzy zachowywali się jak totalni idioci, mieszając ze sobą wybuchowe mikstury, czy eksperymentując na transmutacji. Nie, on był inny. Był jakby... ponad to. Zdawał się naprawdę próbować czegoś nauczyć na lekcjach. Hermiona wielokrotnie obserwowała, jak jego tęczówki ślizgają się po tekście z podręcznika. Kiedy zajęty był studiowaniem notatek, a nie prześladowaniem kogoś, wydawał się być taki... bezbronny. Była gryfonka potrafiła dokładnie odtworzyć w pamięci każdy, nawet najdrobniejszy ruch jego palców, kiedy dotykał pergaminu, tak delikatnie, jak gdyby była to skóra niemowlęcia . Pamiętała czarne, gęste rzęsy, które przysłaniały stalowej barwy, zmęczone oczy, zajęte uważnym śledzeniem tekstu. Każdy ruch jego powiek, każde drgnięcie warg. Patrząc na niego z tej perspektywy, nie widać było zadufanego w sobie, egoistycznego arystokraty, a małe, bezbronne i naiwne dziecko. Jednak kiedy zajęcia się kończyły, kończył się też ten wizerunek. Draco Malfoy znów zamieniał się w Księcia Slytherinu, kretyna, który był lepszy od wszystkiego i wszystkich. Znów chamsko się odzywał, nienawidził szlam i zdrajców krwi. Ale w końcu był Malfoyem, czego innego mogła się po nim spodziewać?
       Zza drzwi prowadzących do Wielkiej Sali dobiegał gwar śmiechów i rozmów. Tak jak założyła Hermiona - obiad przed chwilą się zaczął. Spojrzała na Paula, celowo unikając wzroku Dracona. Gdy natrafiła na absorbujące spojrzenie pierwszego, popchnęła wielkie wrota. 

      Kiedy weszli, wszyscy uczniowie wlepili w nich oczy, jak na zawołanie. Kroczyli przez salę, a do ich uszu dobiegały szepty, wypowiadające ich imiona, albo po prostu słowa ''to aurorzy''. Hermiona uśmiechnęła się do jakiejś pierwszorocznej dziewczynki z Gryffindoru, na co ta uniosła wysoko podbródek. Przypominała Grangerównie ją samą, gdy miała jedenaście lat.
- Hermiona! - rozległ się radosny okrzyk zza nauczycielskiego stołu, który była gryfonka od razu rozpoznała. Spojrzała na Hagrida, który machał do niej wielką dłonią i także mu odmachała.
Przy stole najwyraźniej zapanowało wielkie poruszenie. Profesor McGonagall wstała, rozkładając szeroko ręce, a na jej twarzy wykwitł szeroki uśmiech. Jedynie Snape wpatrywał się z konsternacją w Malfoya, na co ten wyraźnie unikał jego wzroku. Hermiona szukała wzrokiem Neville'a, ale nigdzie go nie dojrzała.
- Moi uczniowie! - wykrzyknęła profesor McGonagall, podążając w ich stronę - Hermiona Granger, Paul Bickduel... Draco Malfoy - ostatnie imię wyszeptała, spoglądając na blondyna jakby z żalem.
- Pani profesor - na szczęście to szatyn przejął pałeczkę powitania - Jak dobrze panią widzieć! Nic się pani nie zmieniła od tego czasu! Wygląda pani tak samo młodo jak zawsze! - dodał radośnie, a kąciki ust kobiety podniosły się lekko. 
- Och, panie Bickduel! Nadal jest pan tak samo elokwentny co skłonny do kłamstwa. - powiedziała, po czym dodała rzeczowym tonem - Co was tu sprowadza?
- Czy moglibyśmy załatwić to w bardziej prywatnej scenerii? Poza tym, potrzebujemy jeszcze do tego Neville'a. - szybko odpowiedziała Hermiona. McGonagall przeniosła na nią ciepłe spojrzenie.








Hermiona rozejrzała się po gabinecie dyrektora. Niewiele zmienił się od czasu, kiedy ostatnio w nim gościła. Ściany, pokryte półkami z książkami, wznoszącymi się po sam sufit, oraz obrazami poprzednich dyrektorów Hogwartu. Brązowowłosa z radością dojrzała Dumbledore'a, drzemiącego spokojnie w jednym z nich. Srebrne instrumenty, stojące na złotych podstawkach i wielkie biuro, na którym papiery były starannie poukładane. Wszystko wyglądało dokładnie tak, jak to zapamiętała. 
- Hermiona Granger! - usłyszała znajomy głos dochodzący od strony drzwi. Odwróciła się i... oniemiała. Jeśli było coś, co zmieniło się od jej czasu opuszczenia Hogwartu, z pewnością był to Neville Longottom. Gdyby nie znajomy sposób uśmiechania się i podobny, choć bardziej męski głos, była gryfonka nigdy nie poznałaby swojego przyjaciela w tym młodym mężczyźnie. Niezdarny, potykający się o własne nogi chłopiec, który zgubił ropuchę zniknął. Pojawił się za to przystojny, wysoki czarodziej z radosnym uśmiechem i dużymi oczami. Niesforna czupryna, stercząca na wszystkie strony ustąpiła miejsca krótkim, elegancko przystrzyżonym włosom. Krzywe, duże, królicze zęby stały się proste i śnieżnobiałe, niczym z reklamy pasty do zębów dla mugoli. Jego wątłe kiedyś ciało wyraźnie zmężniało i nabrało masy oraz mięśni. Ubrany był w jasnoniebieską koszulę, ciemne, jeansowe spodnie i czarne mokasyny. Wyglądał tak przystojnie, że Hermiona zwątpiła w swój zmysł wzroku i przetarła oczy ze zdumieniem. Spodziewała się, jak wiele młodych czarownic uczęszczających do Hogwartu musiało być w nim zakochanych.
- Neville... - wykrztusiła tylko, po chwili zdumienia, ale on zdawał się tym nie przejmować. Podszedł do dziewczyny i wziął ją w ramiona, mocno obejmując. Hermiona zrehabilitowała się w końcu i odwzajemniła uścisk. 

- Neville! - powtórzyła, tym razem z większym zapałem. - Wyglądasz... niesamowicie.
- Dziękuję, Miono! Ty też wyglądasz ślicznie! - roześmiał się, po czym dodał - Słyszałem, że masz... że macie do mnie sprawę.
- Cóż, tak. - odpowiedziała, po czym wyciągnęła z poły płaszcza list, oznaczony pieczęcią Ministerstwa Magii. - Kingsley kazał ci to dostarczyć.
- Dziękuję. - odpowiedział mężczyzna, po czym przełamał pieczęć. Hermiona spojrzała w tym samym czasie na towarzyszy oraz na dyrektorkę. 

- W takim razie będziemy już iść - Paul ubiegł ją, zanim zdążyła się odezwać - Musimy jeszcze odwiedzić profesora Snape'a. 
- Liczyłam, że zostaniecie na dłużej... - ze smutkiem spojrzała na nich McGonagall, a Draco o dziwo zabrał głos:
- Niestety nie mamy takiej możliwości. Do widzenia.
Gdy byli już przy drzwiach, zatrzymał ich głos Longbottoma.
- Hermiono... czy wiesz, co jest napisane w tym liście? - spytał cicho, a jego głos drżał, pod wpływem głębokiego szoku.
- Nie wiem, Neville, o co chodzi? - spytała dziewczyna i podbiegła do przyjaciela. Zdołała przeczytać dwa pierwsze zdania,  a zaraz potem zrobiło się jej ciemno przed oczami. 




Świat magii jest w niebezpieczeństwie. Zbliża się wojna. 



(Zostawisz swoją opinię? :) Proszę) 

9 komentarzy:

  1. Zaklepuję miejsce i idę czytać! :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Idealna piosenka, do wspaniale opisanego momentu. Rozpłynęłam się i zatraciłam się w tym co piszesz. Rozumiem Hermionę i mogę nawet przyznać, że w stu procentach się z nią zgadzam. Jednak obawiam się, że właśnie to przyzwyczajenie do Rona, nie pozwoli jej od niego odejść.
    Wszystko jak na złość łączy Hermionę z Draconem! Haha :D W sumie to i dobrze. Ich relację muszą się ocieplić, a do tego trzeba rozmowy. Obijając siebie do niczego nie dojdą!
    Nie wiem co oni chcą od żartów Paula... mi się one podobały! A właśnie... Paul. Ciekawa postać, która najwyraźniej zna się z Draconem już od jakiegoś czasu. Mam nadzieję, że pogłębisz jego watek. Scena w wielkiej sali chwyciła mnie za serce. Taki powrót do młodzieńczych lat. Na miejscu Hermiony pewnie bym się tam pobeczała!
    Och kochany, dorosły Neville. Tu również mam nadzieję, że nie będzie to tylko jedno rozdziałowy bohater.
    Końcówka mnie przeraziła i również zaskoczyła. Jestem ciekawa o jakie to niebezpieczeństwo chodzi.

    Na koniec chcę Ci życzyć dużo weny i zaprosić do mnie na 24 rozdział! http://bring-me-to-life-dramione.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po 1 - dziękuję Ci bardzo za tak wyczerpujący komentarz oraz za te miłe słowa!
      Po 2 - co do wątków, które komentowałaś, nic nie mogę zdradzić, niestety. Mogę tylko powiedzieć, że żaden z nich nie został otwarty przypadkiem i jeśli go rozpoczęłam, to z pewnością pogłębię. Mam już w głowie istnie ślizgoński plan, haha >:D

      No i wreszcie po trzecie, oczywiście, już zabieram się za czytanie!
      Leth

      Usuń
  3. Matko ;-; Umrę do następnego;-; Już się nie mogę doczekać xD

    Hermiona marzy o takim Malfoy'u jeszcze o tym nie wie, lecz z niecierpliwością czekam aż to sobie uświadomi 😂

    OdpowiedzUsuń
  4. Witam ;) Właśnie odkryłam twoje opowiadanie i cóż od razu skradło moje serce! Świetna fabuła bloga, która zaciekawia czytelnika i Twój własny pomysł na uchylenie rąbka tajemnicy z przeszłości bohaterów jest to tak zaskakująco inne od tych wszytkich cukierkowych blogów gdzie Draco nagle widzi Hermionę w innym świetle i w drugim rozdziale już są w sobie zakochani na zabój - no błagam nawet nie wiesz jak sie ucieszyłam że po przekopaniu się przez milion blogów z moją ulubioną tematyką potterowskich blogów jakim jest Dramione natrafiłam właśnie na twój! Bardzo podoba mi sie również Twój dojrzały styl pisania i to ze nie lejesz wody żeby opisać daną sytuację - wszystko jest świetnie zawarte w kilku słowach. Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału :) Pozdrawiam Wierna :3

    OdpowiedzUsuń
  5. Doskonale rozumiem Hermione, przecież nie jest już dziewczynką i potrzebuje mężczyzny, a nie chłopczyka. Jestem ciekawa znajomości Paula i Draco. No i nasz kochany Nevill cieszę się, że postacie są kanoniczne czego brakuje w większości blogów. Podkład współ gra świetnie i jeszcze to jak są w Hogwarcie tyle wspomnień <3~K.R.

    OdpowiedzUsuń
  6. Masz bardzo dobry styl pisania, taki że aż chce się przeczytać następny rozdział :3 Czekam z niecierpliwością <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Swietna historia. Ciekawie piszesz. Zaciekawilo mnie to. Jednak troche nie rozumiem pisana co tydzien. Przez to twoje odcinki widac ze nie sa do konca dopracowane bo chcesz spelnic swoja obietnice. Dodawaj zadziej, dluzsze odcinki to sama bedziesz z nim zadowolona. Bede czytac

    [julia-lili-potter]

    OdpowiedzUsuń
  8. znalazłam Twoje opowiadanie przypadkiem i zaintrygowało mnie. Dopiero są to początki Twoje, ale zapowiadają się dobrze.
    Podobał mi się prolog był taki inny niż wszystko co czytałam, Również ciekawą postacią jest Molly i jej miłość do dzieci...
    Jeśli chodzi o główne postacie to czekam na więcej
    pozdrawiam

    i zapraszam do siebie
    dramione-zyciepelneniespodzianek.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Zostań!

Proszę, jeśli przeczytałeś, nieważne - podobało Ci się czy nie, skomentuj! Zostaw po sobie jakikolwiek ślad, bo to moja jedyna motywacja! Z krytyką włącznie.