Lumos! Rozdział znów trochę dłuższy, jestem z siebie bardzo dumna! Choć ten rozdział nie podoba mi się w stu procentach, to chyba może być.
Znów przybyło obserwujących, jest Was już jedenastka! Dziękuję wszystkim na raz i każdemu z osobna. Po przeczytaniu bardzo chciałabym Was poprosić o zostawienie w komentarzu swojej opinii na temat rozdziału, ponieważ kiedy się pisze amatorsko, każda z nich jest przydatna
Znów Dramione prawie nie ma (choć więcej niż w ostatnim rozdziale) ale to normalne, przecież to dopiero trzeci rozdział. Wejdziecie za to trochę w życie Malfoya, oraz poznacie wszystkie ważniejsze postacie OC, które na razie stworzyłam. No i oczywiście - pierwsza misja naszych aurorów. Będzie się działo, mówię Wam. ;)
Życzę miłego czytania. Nox!
Leth
- Skoro mam pracować ze szlamą, to chyba musimy sobie ustalić kilka zasad. - Draco popatrzył w oczy dziewczyny zimnymi jak lód oczami - Przede wszystkim, nie wolno ci wchodzić do mojego biura bez pozwolenia. Nie masz prawa mnie niepokoić, a jeśli to sprawa życia i śmierci musisz pukać. Natomiast gdy mnie nie ma, to wstęp do niego pod jakimkolwiek pretekstem jest czymś, o czym nie możesz nawet pomarzyć. Rozumiemy się?
- Wiesz, Malfoy. Te drzwi są po to, byśmy szybciej wykrywali zdradę, a kto jak kto, ale to ty tutaj jesteś głównym podejrzanym. - wycedziła dziewczyna.
- Licz się ze słowami, ty brudna szlamo...
- Ciekawe, czy gdyby Harry i Ron tu byli też byłbyś taki rozmowny.
- O, przypomniałaś mi o jeszcze jednej, bardzo ważnej zasadzie. Rzucaj silencio na komnatę, kiedy łasic będzie cię odwiedzać - chłopak uśmiechnął się perfidnie - wybacz, ale średnio mam ochotę wysłuchiwać dźwięków waszych zabaw. Tym bardziej, że Weasley chyba nie jest najlepszy w tym temacie...
- Ty... Ty rozpieszczony dupku! - Hermiona ledwo co powstrzymywała się przed sięgnięciem po różdżkę.
- Nie trać więcej mojego czasu, Granger. - odpowiedział blondyn i wrócił do swojego biura, trzaskając drzwiami.
Hermiona oparła się o ścianę. Nie tego się spodziewała. Przecież jeszcze parę dni temu w windzie Malfoy zachowywał się nadzwyczaj opanowanie. Dlaczego? Czy było to spowodowane obecnością Harry'ego? Co go napadło? Dziewczyna biła się z myślami. Wtedy miała nadzieję, że może zmądrzał, wydoroślał. Jak widać sama się oszukiwała.
W końcu młoda kobieta otrząsnęła się. Było już późno, ale nie mogli jeszcze wracać, gdyż Harry miał jakąś sprawę do załatwienia z Kingsleyem. W końcu zdecydowała, że napije się kawy. Wyszła z biura i podążyła do małej, jasnej, minimalistycznie urządzonej ale przytulnej kuchni. Właśnie wyciągnęła z szafki kubek z emblematem Ministerstwa, gdy do pomieszczenia weszła Miranda. Obie zrobiły sobie po małym espresso, po czym pogrążyły się w rozmowie. Młoda uzdrowicielka zaczęła po kolei opisywać wszystkich aurorów, których dotychczas Golden Trio miało okazję poznać. Widać było, że ze wszystkimi utrzymuje bardzo bliskie kontakty. Gdy przerwała, była gryfonka uświadomiła sobie pewien fakt:
- Przecież w Ministerstwie pracuje teraz szesnastu aurorów, plus my. Wymieniłaś tylko czternastkę, co z pozostałą dwójką? - spytała, a Miranda zmrużyła oczy.
- Hm... jakby to powiedzieć. Wszyscy się tutaj lubimy - prawie wszyscy. Catrina i Amanda Swanhield. Czystokrwiste, bardzo piękne i tak samo okropne. - dziewczyna prychnęła z pogardą. Gdy wyłapała wzrok brązowowłosej, przyglądającej jej się z niezrozumieniem w oczach, kontynuowała.
- Są z Akademii Magii Beauxbatons, dziedziczkami wielkiej fortuny. Catrina ma dziewiętnaście lat, a Amanda osiemnaście.
- Nie lubisz ich?
- Bardziej trafne byłoby stwierdzenie, że to one nie lubią mnie. Wywodzą się z jednego z tych czystokrwistych, zapatrzonych w siebie rodów, tępiących wszystkich urodzonych w mugolskich rodzinach, w tym mnie. Ich rodzice uczęszczali do Hogwartu, byli w Slytherinie. Dopiero po urodzeniu córek przenieśli się do Francji, by uciec przed Voldemortem, który jednak i tak ich dopadł. Wtedy przeszli na złą stronę.
- Więc... to córki Śmierciożerców?
- Tak... i jakbyś je poznała, to od razu byś to stwierdziła. Catrina, która ma trochę odrobinę więcej mózgu niż jej młodsza siostra, jest cyniczna i złośliwa. Tak samo, jak ten wasz Malfoy. Już po zobaczeniu mnie w jego oczach była odraza... zresztą nieważne. Z kolei Amanda... jest najzwyczajniej w świecie głupia, choć nie mogę nie przyznać, że jej umiejętności magiczne są dość mocno rozwinięte.
Dziewczyna przerwała monolog. Przez chwilę obie pozostawały cicho, błądząc gdzieś w krainach własnych myśli. Nagle Miranda obrzuciła współczującym wzrokiem Hermionę i znów się odezwała:
- Dam ci jedną radę. Nie wchodź im w drogę. Wszyscy tu tak robimy. Nikt ich nie lubi, ale nie możemy ich wywalić, bo nie jesteśmy idiotami. Są dobre w tym co robią. Mają duże umiejętności, potrafią walczyć. Pewnie gdy wrócą trochę się ponabijają, ale potem im przejdzie i póki ich nie sprowokujesz, i one nie będą robić zamieszania.
- Dziękuję - powiedziała zachrypniętym głosem Hermiona i uśmiechnęła się do uzdrowicielki. Ta odwzajemniła gest. Chwilę później usłyszały, jak Harry zamyka drzwi od Kwatery Głównej. Zauważył dziewczyny stojące w kuchni i popatrzył na nie ciepło.
- Rozmowa z Kingsleyem trochę się przeciągnęła. Wybaczcie. Teraz możemy wracać, o ile skończyliście już z papierami.
- Jasne, zawołam Rona i możemy ruszać. - była Gryfonka szybko dopiła swoją kawę, po czym zawołała rudowłosego.
Gdy opuszczali Ministerstwo Magii przy użyciu kominka w Biurze Aurorów, dziewczyna nie mogła wyzbyć się wrażenia, że Ginny nie byłaby zadowolona z uśmiechu, jakim osiemnastoletnia uzdrowicielka obdarzyła Wybrańca.
Znów przybyło obserwujących, jest Was już jedenastka! Dziękuję wszystkim na raz i każdemu z osobna. Po przeczytaniu bardzo chciałabym Was poprosić o zostawienie w komentarzu swojej opinii na temat rozdziału, ponieważ kiedy się pisze amatorsko, każda z nich jest przydatna
Znów Dramione prawie nie ma (choć więcej niż w ostatnim rozdziale) ale to normalne, przecież to dopiero trzeci rozdział. Wejdziecie za to trochę w życie Malfoya, oraz poznacie wszystkie ważniejsze postacie OC, które na razie stworzyłam. No i oczywiście - pierwsza misja naszych aurorów. Będzie się działo, mówię Wam. ;)
Życzę miłego czytania. Nox!
Leth
- Skoro mam pracować ze szlamą, to chyba musimy sobie ustalić kilka zasad. - Draco popatrzył w oczy dziewczyny zimnymi jak lód oczami - Przede wszystkim, nie wolno ci wchodzić do mojego biura bez pozwolenia. Nie masz prawa mnie niepokoić, a jeśli to sprawa życia i śmierci musisz pukać. Natomiast gdy mnie nie ma, to wstęp do niego pod jakimkolwiek pretekstem jest czymś, o czym nie możesz nawet pomarzyć. Rozumiemy się?
- Wiesz, Malfoy. Te drzwi są po to, byśmy szybciej wykrywali zdradę, a kto jak kto, ale to ty tutaj jesteś głównym podejrzanym. - wycedziła dziewczyna.
- Licz się ze słowami, ty brudna szlamo...
- Ciekawe, czy gdyby Harry i Ron tu byli też byłbyś taki rozmowny.
- O, przypomniałaś mi o jeszcze jednej, bardzo ważnej zasadzie. Rzucaj silencio na komnatę, kiedy łasic będzie cię odwiedzać - chłopak uśmiechnął się perfidnie - wybacz, ale średnio mam ochotę wysłuchiwać dźwięków waszych zabaw. Tym bardziej, że Weasley chyba nie jest najlepszy w tym temacie...
- Ty... Ty rozpieszczony dupku! - Hermiona ledwo co powstrzymywała się przed sięgnięciem po różdżkę.
- Nie trać więcej mojego czasu, Granger. - odpowiedział blondyn i wrócił do swojego biura, trzaskając drzwiami.
Hermiona oparła się o ścianę. Nie tego się spodziewała. Przecież jeszcze parę dni temu w windzie Malfoy zachowywał się nadzwyczaj opanowanie. Dlaczego? Czy było to spowodowane obecnością Harry'ego? Co go napadło? Dziewczyna biła się z myślami. Wtedy miała nadzieję, że może zmądrzał, wydoroślał. Jak widać sama się oszukiwała.
W końcu młoda kobieta otrząsnęła się. Było już późno, ale nie mogli jeszcze wracać, gdyż Harry miał jakąś sprawę do załatwienia z Kingsleyem. W końcu zdecydowała, że napije się kawy. Wyszła z biura i podążyła do małej, jasnej, minimalistycznie urządzonej ale przytulnej kuchni. Właśnie wyciągnęła z szafki kubek z emblematem Ministerstwa, gdy do pomieszczenia weszła Miranda. Obie zrobiły sobie po małym espresso, po czym pogrążyły się w rozmowie. Młoda uzdrowicielka zaczęła po kolei opisywać wszystkich aurorów, których dotychczas Golden Trio miało okazję poznać. Widać było, że ze wszystkimi utrzymuje bardzo bliskie kontakty. Gdy przerwała, była gryfonka uświadomiła sobie pewien fakt:
- Przecież w Ministerstwie pracuje teraz szesnastu aurorów, plus my. Wymieniłaś tylko czternastkę, co z pozostałą dwójką? - spytała, a Miranda zmrużyła oczy.
- Hm... jakby to powiedzieć. Wszyscy się tutaj lubimy - prawie wszyscy. Catrina i Amanda Swanhield. Czystokrwiste, bardzo piękne i tak samo okropne. - dziewczyna prychnęła z pogardą. Gdy wyłapała wzrok brązowowłosej, przyglądającej jej się z niezrozumieniem w oczach, kontynuowała.
- Są z Akademii Magii Beauxbatons, dziedziczkami wielkiej fortuny. Catrina ma dziewiętnaście lat, a Amanda osiemnaście.
- Nie lubisz ich?
- Bardziej trafne byłoby stwierdzenie, że to one nie lubią mnie. Wywodzą się z jednego z tych czystokrwistych, zapatrzonych w siebie rodów, tępiących wszystkich urodzonych w mugolskich rodzinach, w tym mnie. Ich rodzice uczęszczali do Hogwartu, byli w Slytherinie. Dopiero po urodzeniu córek przenieśli się do Francji, by uciec przed Voldemortem, który jednak i tak ich dopadł. Wtedy przeszli na złą stronę.
- Więc... to córki Śmierciożerców?
- Tak... i jakbyś je poznała, to od razu byś to stwierdziła. Catrina, która ma trochę odrobinę więcej mózgu niż jej młodsza siostra, jest cyniczna i złośliwa. Tak samo, jak ten wasz Malfoy. Już po zobaczeniu mnie w jego oczach była odraza... zresztą nieważne. Z kolei Amanda... jest najzwyczajniej w świecie głupia, choć nie mogę nie przyznać, że jej umiejętności magiczne są dość mocno rozwinięte.
Dziewczyna przerwała monolog. Przez chwilę obie pozostawały cicho, błądząc gdzieś w krainach własnych myśli. Nagle Miranda obrzuciła współczującym wzrokiem Hermionę i znów się odezwała:
- Dam ci jedną radę. Nie wchodź im w drogę. Wszyscy tu tak robimy. Nikt ich nie lubi, ale nie możemy ich wywalić, bo nie jesteśmy idiotami. Są dobre w tym co robią. Mają duże umiejętności, potrafią walczyć. Pewnie gdy wrócą trochę się ponabijają, ale potem im przejdzie i póki ich nie sprowokujesz, i one nie będą robić zamieszania.
- Dziękuję - powiedziała zachrypniętym głosem Hermiona i uśmiechnęła się do uzdrowicielki. Ta odwzajemniła gest. Chwilę później usłyszały, jak Harry zamyka drzwi od Kwatery Głównej. Zauważył dziewczyny stojące w kuchni i popatrzył na nie ciepło.
- Rozmowa z Kingsleyem trochę się przeciągnęła. Wybaczcie. Teraz możemy wracać, o ile skończyliście już z papierami.
- Jasne, zawołam Rona i możemy ruszać. - była Gryfonka szybko dopiła swoją kawę, po czym zawołała rudowłosego.
Gdy opuszczali Ministerstwo Magii przy użyciu kominka w Biurze Aurorów, dziewczyna nie mogła wyzbyć się wrażenia, że Ginny nie byłaby zadowolona z uśmiechu, jakim osiemnastoletnia uzdrowicielka obdarzyła Wybrańca.
Następne parę dni minęło jak za machnięciem czarodziejskiej różdżki. Nowi aurorzy zajęli się porządkowaniem swoich spraw, oraz starali się dowiedzieć jak najwięcej o praktycznym wykonywaniu tego zawodu. Hermiona oraz Draco starali się nie wchodzić sobie w drogę, a gdyby nie zamiłowanie obojga do porządku, na drzwiach łączących ich biura z pewnością zaczęłyby pojawiać się pierwsze pajęczyny, gdyż żadne z nich ani razu nie przekroczyło progu drugiego pomieszczenia.
Była jednak jedna osoba, która wielokrotnie gościła w biurze Malfoya. Długonoga, piękna, czystokrwista blondynka, wraz ze swoją równie urodziwą co głupią siostrą powróciły właśnie z misji, oczywiście udanej. Catrina Swanhield jednak była inteligentna. Inteligentna, zła i bardzo przebiegła. Hermiona na własnej skórze poczuła już, jak bardzo dziewczyna nie znosi mugolaków. Ron został przez nią całkowicie zignorowany. Jedynie Harry i Draco sprawili, że dziewczyna potrząsnęła blond lokami i popatrzyła na nich zalotnym spojrzeniem spod długich, czarnych rzęs. Tak, ta młoda czarownica z pewnością była przebiegła. Jednak mężczyźni nie dali się złapać na tę sztuczkę. Harry od razu zapewnił ją w przekonaniu, że ma dziewczynę i nikt inny poza nią go nie interesuje. Malfoy natomiast tylko popatrzył na nią z politowaniem i odszedł do swojego biura. Ku ogólnemu zaskoczeniu, dziewczyna podążyła za nim. Najwyraźniej przyparła go czymś do muru, bo już następnego dnia Hermiona zobaczyła, że były Śmierciożerca z nieobecnym spojrzeniem daje jej się obmacywać i adorować, a z upływem kolejnych dni Catrina coraz częściej gościła w jego komnacie. Grangerówna, jak na gryfonkę przystało, z wrodzonej gryfońskiej ciekawości próbowała podsłuchać tematy ich rozmów, jednak roztropni czarodzieje musieli rzucać silencio na komnatę, gdyż jedynym odgłosem jaki dochodził jej uszu była cisza.
Wraz z zadomowieniem się przyjaciół w Biurze Aurorów, przyszedł czas na ich pierwszą misję. Ku ich zdziwieniu, oprócz nich samych do gabinetu Kingsleya został zawołany także Malfoy. Gdy cała czwórka w ciszy wkroczyła do biura Ministra, na czarnej, sporej kanapie ujrzeli jeszcze dwie postaci. Jasmine O Paul Bickduel, czarodziej czystej krwi, parę lat temu uczęszczający do Ravenclawu. Był zaledwie o dwa lata starszy od młodych aurorów. Miał ciemne, proste włosy sięgające do ramion, parodniowy zarost i głęboko zielone oczy. Gdy czarodzieje weszli, uśmiechnął się do nich ciepło.
- Witajcie! - Kingsley wstał z krzesła i spojrzał na nich miłym wzrokiem. - Skoro jesteśmy już wszyscy, mogę zacząć. Czy kojarzycie może Thorfinna Rowle, byłego Śmierciożercę?
- Myślałam, że został zabity podczas walki! - Hermiona odezwała się pierwsza, po czym odpowiedziała na właściwe pytanie - Niestety, ja, Ron i Harry jak najbardziej kojarzymy.
- Mów za siebie, Herm. - mruknął Ron, którego mina wskazywała, że usilnie próbował sobie przypomnieć skąd ma go niby znać.
- Och, Ronaldzie - Hermiona wzdychnęła z politowaniem - naprawdę nie pamiętasz? - widząc nadal nierozumiejącą twarz chłopaka postanowiła nieco rozjaśnić mu umysł - Był jednym ze Śmierciożerców, którzy pojawili się na ślubie Billa i Fleur. Potem, gdy deportowaliśmy się uciekając i weszliśmy do kawiarni, by porozmawiać... zaatakował nas z Dołohowem, gdy złamaliśmy zaklęcie Tabu.
- Ten blond dryblas? - zapytał głupio Ron, co jeszcze bardziej wzburzyło dziewczynę.
- Tak, Ronaldzie, ten blond dryblas. - odpowiedziała podniesionym tonem, wyraźnie akcentując trzy ostatnie słowa.
- Cieszę się, że oszczędziliście mi tłumaczenia wam, kim jest. - zaśmiał się Minister, a następnie przeniósł wzrok na Malfoya. - A czy ty...
- Tak, znam go. - przerwał mu cichym, ale pewnym siebie głosem Draco. Była gryfonka momentalnie spostrzegła, że mężczyzna cały się spiął. Czy tak reagował na wzmiankę o każdym Śmierciożercy?
- Rozumiem. W takim razie, wreszcie mogę odpowiedzieć na twoje pierwsze słowa, Hermiono. Cóż, my także myśleliśmy, że poniósł śmierć w Drugiej Wojnie Czarodziejów. Jednakże wczoraj dostałem nietypową sowę od moich patroli. Jak się okazuje, zarejestrowano jego aktywność w pobliżu Hogsmeade, dostrzegł go jeden z mieszkańców wioski.
- Czy to możliwe? Przecież wszyscy Śmierciożercy mieli zostać wyłapani. - spytał rzeczowo Harry, a Kingsley pokiwał głową i podrapał się po brodzie.
- Prawda, jednak to nie takie łatwe. Ci ludzie są cwani i wiedzą, jak się ukryć. Paru z nich nam zwiało, ponadto nie wiemy, czy Lord Voldemort nie miał ukrytych jakichś specjalnych armii, o których istnieniu wiedział tylko on sam. Bądź co bądź, musicie się tam wybrać. Nie wolno Wam się ujawnić, jedyne, na czym polega wasze zajęcie to obserwować, dowiedzieć się i donieść mi o wszystkim. Wyruszacie jutro wieczorem. Czy wszystko jest zrozumiałe? - cała piątka skinęła głowami w milczeniu. - A, jeszcze jedno. Mam list dla profesora Longbottoma, nauczyciela zielarstwa. Dostarczcie mu go, dobrze? - powiedział, podnosząc z biurka kopertę ze znakiem Ministerstwa i podał ją Harry'emu. Golden Trio nie mogło powstrzymać uśmiechu na myśl, że przyjdzie im spotkać się z przyjacielem.
Pani Weasley cały wieczór spędziła na pakowaniu trójki przyjaciół, choć Ci wyraźnie stwierdzili, że sobie poradzą. Kobieta jednak nie chciała słyszeć sprzeciwu i wyposażyła ich kufry we wszystko, co jak podejrzewała mogło przydać się podczas czterech dni spędzonych z daleka od domu. Jak można się jednak domyślać, jej wizja przydatnych przedmiotów całkowicie różniła się od myśli młodych aurorów, którzy oniemieli, kiedy Molly zademonstrowała im zawartość walizek. Pięć par swetrów oraz bielizny, siedem koszulek, cztery pary spodni (w tym jedne z nich były wykonane ze smoczej skóry, a drugie miały dodatkową ocieplaną podszewkę), dwie pary rękawic, czapki, trzy apteczki przepełnione lekami... cóż, to zdecydowanie przewyższało wizję przyjaciół, którzy na wyjazd zamierzali zabrać tylko najpotrzebniejsze rzeczy. W końcu ustalili, że w nocy przepakują kufry, bez wiedzy pani Weasley.
Nastał poranek. Hermionę obudziły pierwsze promyki słońca, które wkradły się do pokoju w którym spała razem z Ginny. Misja miała mieć dwój początek o godzinie dwudziestej pierwszej, ale dziewczyna i tak cieszyła się, że udało jej się wstać bladym świtem.
Dziewczyna przetarła oczy i wstała z łóżka. Podeszła do szafy, po czym zabrała bieliznę, zieloną, rozciągniętą koszulkę, oraz czarne legginsy i poszła do łazienki. Wiedziała, że dzisiejszego dnia nie było potrzeby, by się stroić. Cały dzień miała spędzić w domu, dokonując ostatnich przygotowań przed wyjazdem. Chciała również porozmawiać z Ginevrą, która poprzedniego wieczoru cały czas usilnie próbowała jej coś przekazać. Bacząc jednak na fakt, że młoda czarownica wróciła późno, a ponad pół nocy spędziła na przepakowywaniu swoich rzeczy, nie było okazji, by zamieniły więcej niż parę słów.
Gdy była gryfonka zeszła na śniadanie była już ósma, a do jej zmysłu powonienia dochodził przyjemny zapach jajecznicy z bekonem. Jak się okazało, Molly Weasley była już w kuchni i zajmowała się gotowaniem. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że kobieta w jednej ręce trzymała patelnię ze smażonym jajkiem, a drugą ubijała masę na naleśniki. Oczy jej natomiast, zajęte były śledzeniem tekstu w mugolskiej książce Romeo i Julia. Co jeszcze dziwniejsze, choć czarownica odwrócona była tyłem do schodów, to gdy Hermiona zeszła do kuchni i przystanęła, oglądając tę zabawną scenę, Molly odezwała się, cały czas nie odrywając wzroku od dramatu:
- Witaj, Hermionko, kochanie. Usiądź i poczekaj na śniadanie, już kończę. - po czym głową otworzyła jedną z górnych szafek. Następnie, przerywając na chwilkę ubijanie, sięgnęła po różdżkę i przywołała kubek, który zaraz potem napełnił się kakaem i pojawił tuż przed Hermioną. Kobieta w tym czasie zdążyła powrócić do poprzedniego zajęcia.
Parę minut później w całym pomieszczeniu rozniósł się słodki zapach naleśników, który wkrótce zwabił całą rodzinę do kuchni. Jeszcze parę minut i wszyscy delektowali się cudownym smakiem śniadania i kakaa, a Molly Weasley przyglądała im się z czułością, pilnując, by aby wszystko zostało zjedzone.
- Miona, czy mogłybyśmy zamienić parę słów? - odezwała się wreszcie Ginny, gdy posiłek dobiegł końca.
- Jasne, chodźmy - odpowiedziała starsza dziewczyna i podążyła za rudowłosą do ich pokoju. Gdy dotarły na miejsce, brązowowłosa usiadła na łóżku i z uśmiechem popatrzyła na przyjaciółkę, która wydawała się niezbyt pewna, od czego ma zacząć. Spuściła wzrok, a na jej ustach zaczął błąkać się nieśmiały wyraz euforii.
- Myślę, że wszystko zaczęło się przez to, że postanowiłam nie wracać na siódmy rok do Hogwartu - zaczęła dziewczyna. Faktycznie, jako jedna z paru osób uznała, że podczas ostatnich paru lat wystarczająco nauczyła się walczyć. Dzięki temu, że jej oceny były naprawdę dobre, nauczyciele przychylili się do jej wyboru i dali jej możliwość wcześniejszego zdania owutemów. Gryfonka skorzystała z okazji i już po powrocie do domu zaczęła ostro trenować, by spełnić swoje marzenie - pragnęła dostać się do Zjednoczonych z Puddlemere*, jednego z najznakomitszych klubów w Quidditcha w historii. Parę dni temu wreszcie przeszła egzaminy i dostała się. Hermiona nigdy jeszcze nie widziała, by Ginevra tak się cieszyła.
- Widzisz, bo gdybym została w szkole mogłabym nie dostać się do drużyny.
- Tak, co w związku z tym? - zapytała Hermiona, nie rozumiejąc.
- Chodzi o to, Herm, że oprócz mnie było jeszcze jedno wolne miejsce na stanowisko ścigającego, jednak w czasie przesłuchania na to miejsce, egzaminator dostał sowę i przerwał testy. Powiedział, że ma już kogoś i że dzisiaj nie mógł dotrzeć, ale wkrótce się ujawni. - Hermiona spojrzała na nią pytającym wzrokiem - I dzisiaj zjawił się na treningu. Nigdy nie zgadniesz, kto to taki! Blaise Zabini, ten czarnoskóry, popularny Ślizgon z twojego roku! Przyjaciel Malfoya!
- Żartujesz sobie, Ginny? - wyrzuciła brązowowłosa, ale przyjaciółka pokręciła głową.
- W życiu. Mówię zupełnie poważnie. Tylko... wiesz, nie odbierz tego źle, ale... on naprawdę jest dobry. To znaczy, mówię to zupełnie bezstronnie. Po prostu... dobrze gra. I jest miły. Bez Malfoya zachowuje się kompletnie inaczej.
- Wiesz, że dzisiaj nie pierwszy kwietnia, prawda?
- Herm, błagam. Nie okłamałabym cię. Mówię poważnie. - dziewczyna spojrzała prosto w czekoladowe oczy byłej gryfonki, a ta już wiedziała, że jej słowa są szczere.
- No dobra, przyjmijmy, że ci wierzę. I co z nim?
- No, na razie nic. W sumie nie gadaliśmy... powiedział mi tylko cześć, gdy wszedł na boisko. I uśmiechnął się. Ma proste zęby, wiesz?
- Moich rodziców by to ucieszyło... ale co na brodę Merlina cię obchodzą jego zęby?
- Ach, nic. Tylko uznałam, że może chciałabyś wiedzieć - dziewczyna rozpromieniła się.
Hermiona nie zdążyła się obejrzeć, a już nastała godzina dwudziesta. Za równe sześćdziesiąt minut mieli przenieść się do Ministerstwa, a następnie wszyscy razem teleportować się do Hogsmeade. Dziewczyna podeszła do swojego kufra i podniosła pozostawione na nim ubrania. Jej strój aurora składał się z czarnych, przylegających spodni ze smoczej skóry, rękawiczek bez palców oraz kurtki z tego samego materiału, sięgającej trochę za udo, równie czarnych butów na krótkim, masywnym obcasie i brązowego pasa z kieszeniami na różne atrybuty. Pod spód dziewczyna włożyła sweter w kolorze czekolady. Włosy związała w niedbałego kucyka, a jedynym elementem makijażu, który zastosowała, była bezbarwna szminka ochronna. Jednak po przejrzeniu się w lustrze, dziewczyna musiała przyznać, że wyglądała naprawdę dobrze. Ubrania aurora optycznie dodawały jej pewności siebie. Brązowowłosa spakowała do kieszeni eliksir wielosokowy, proszek Fiuu i kufer, który zmniejszyła do rozmiarów małego pudełeczka. Gdy spojrzała na zegarek była już dwudziesta pięćdziesiąt dwa, więc przytroczyła różdżkę do pasa i podążyła do salonu, gdzie czekali już na nią przyjaciele.
Ubranie Ronalda składało się z czarnych, masywnych butów, ciemnobrązowych spodni i odrobinę jaśniejszego płaszcza z wieloma kieszeniami, sięgającego mu prawie do kostek. Pomimo teoretycznej komiczności tego stroju, rudowłosy prezentował się naprawdę dobrze. Jedynym, za co Hermiona miała ochotę go skarcić były włosy chłopaka, o których śmiało można było powiedzieć, że są bardziej w nieładzie, niż ułożone.
Harry natomiast, odziany w czarne spodnie, tej samej barwy buty i kurtkę, która sięgała mu trochę ponad kolana wyglądał naprawdę wybrańczo. Ciemne, opadające na czoło włosy jeszcze bardziej zwracały uwagę na bliznę w kształcie błyskawicy.
- Możemy wyruszać? - spytał rudowłosy, patrząc z miłością na dziewczynę, która tylko skinęła głową. Po uściskaniu wszystkich domowników i wysłuchaniu wielu ostrzeżeń Molly o niebezpieczeństwach jakie mogłyby ją spotkać, brązowowłosa jako pierwsza weszła do kominka. Poczuła, jak oplatają ją zielone płomienie i przyjemne ciepło rozchodzi się po jej ciele.
W Kwaterze Aurorów wszyscy już czekali. Młoda czarownica obrzuciła wzrokiem Paula i Jasmine, którze uśmiechali się do niej ciepło. Następnie jej wzrok przeniósł się na Malfoya. Chłopak, a właściwie już mężczyzna, odziany był w długi, skórzany, hebanowy płaszcz sięgający trochę ponad kostki, oraz czarne spodnie i buty. Ciemny kolor ubrań niesamowicie kontrastował z jego mlecznobiałą skórą, a blond włosy ułożone w seksownym nieładzie dopełniały świetnie całą kreację. Wyraz twarzy aurora jednak wydawał się być niepokojąco smutny. Zmęczone, jasne oczy beznamiętnie wpatrywały się w jakiś nieznany punkt pomieszczenia. Dopiero, gdy Hermiona omiotła go wzrokiem, ten, jakby na zawołanie spojrzał w jej oczy. Dziewczyna zacisnęła zęby, gotowa już odpowiedzieć na zaczepkę, którą spodziewała się za chwilę usłyszeć. Nic takiego jednak nie nastąpiło. Malfoy wzdychnął i spuścił wzrok, wracając do bezmyślnego obserwowania jakiejś niewidzialnej kropki na posadzce.
Soundtrack:
Porcelain Black - How Do You Love Someone**
**(piosenki nie wybrałam od tak. Uważam, że jej tekst niesamowicie oddaje położenie Draco, dlatego stała się soundtrackiem. Naprawdę polecam odsłuchać!)
Hogsmeade wyglądało tak, jak zawsze. Brukowane uliczki i budynki w jakiś sposób oddawały atmosferę tego miejsca. Draco wpatrywał się w zamek, którego światła pobłyskiwały w oddali. Hogwart. Miejsce, które kochał, a jednocześnie tak bardzo nienawidził.
Odszedł od okna i usiadł na łóżku. Było twarde, ale wygodne. Chwilę później jego wzrok spoczął na osobie, z którą musiał dzielić pokój. Paul Bickduel w tym samym momencie podniósł wzrok i uśmiechnął się pokrzepiająco do chłopaka. Ten jednak nie odwzajemnił gestu. Wstał i wyszedł, zostawiając mężczyznę z niezrozumieniem w oczach. Szybko szedł po drewnianych schodach i znalazł się w głównym pomieszczeniu tawerny. Gdy poczuł na sobie nieprzyjemnie spojrzenia podpitych już lekko czarodziejów, naciągnął kaptur na głowę i wyszedł z budynku w ciemną noc.
Było zimno, ale rześko, a Draco stwierdził, że potrzebuje spaceru. Przechadzał się uliczkami miasteczka, próbując odgonić od siebie niezbyt miłe myśli. One jednak nie odchodziły. Blondyn przypomniał sobie ostatnią rozmowę z ojcem i skrzywił się lekko na to wspomnienie. Lucjusz był nieprzewidywalny. Nieprzewidywalny i gotowy ponieść każdą ofiarę, by osiągnąć swój cel, a te dwie cechy dawały razem naprawdę wybuchową mieszankę.
Draco Malfoy bał się. W swoim beznadziejnym życiu naprawdę wiele razy odczuł, czym jest strach. W jego głowie zaczęły się przesuwać obrazy. On, Draco, jako mały chłopiec. Dorosły już mężczyzna pamiętał każdy szczegół tamtego dnia, jakby to było wczoraj. W jego głowie nadal dudnił głos ojca, kiedy wypowiadał te słowa: ''Widzisz, synu. Śmierć zawsze dotyka najsłabsze ogniwo. Jeśli dasz się zabić, lub poświęcisz za kogoś życie, znaczy, że jesteś słaby. Nie żałuj tych, którzy umrą z pod twojej ręki. Jeśli umarli, to znak, że nie byli warci życia.'' Następny obraz. Jedenastoletni chłopiec stał na peronie, a Lucjusz mówił do niego, ściskając wątłe ramiona. Zwykli ojcowie przytulali swoje pociechy przed wyjazdem, ale jego rodziciel nie był taki. Ani jednego słowa otuchy. Jedynie ''Dostań się do domu węża, a mnie nie zawiedziesz. A chyba wiesz, co cię czeka, kiedy nie będę z ciebie zadowolony, prawda Draco?'' Kolejne wspomnienia rozmazywały się przed jego oczyma. Kolejna scena, tym razem bez ojca. Szósty rok, pociąg. Czuł wzrok Pansy i Zabiniego na sobie. ''Zawsze mogę zostać... oddelegowany do większych i lepszych rzeczy?'' Parkinson coś mruknęła, a on skwitował ''Co Czarnego Pana obchodzi, ile kto ma sumów czy owutemów? Liczą się zasługi względem niego, a nie oceny.'' Zabini prychnął i odezwał się sarkastycznie ''Co ty możesz dla niego zrobić, Malfoy? Jesteś tylko nie wykwalifikowanym szesnastolatkiem.'' Draco jednak nie zawahał się ani chwili nad odpowiedzią ''Nie pomyślałeś, że może zadanie, które mi zlecił nie wymaga odpowiednich kwalifikacji?''; Chłopak nadal pamiętał ich zszokowane miny. Uśmiechał się wtedy zawadiacko, ale w środku wcale nie było mu do śmiechu. To co powiedział wywarło wrażenie nie tylko na nich; jego samego też dotknęło do głębi. Wtedy próbował ukryć swój strach pod maską dumy. Jak zwykle wszyscy mu uwierzyli, nikt nie znał go na tyle, żeby wiedzieć, że kłamie. W sercu umierał ze strachu, wiedział, że nie podoła. Jego jedyną bronią były kłamstwa... Draco zatrzymał się nagle i poczuł przemożną potrzebę, by się o coś oprzeć. Czuł, jak spod rozgryzionej wargi wypływa strużka krwi.
Tak bardzo nienawidził ojca. Nigdy nie przestał się go bać i wiedział, że to uczucie zostanie z nim do końca życia. Ten mężczyzna pozbawił go wszystkiego, co w życiu mógł mieć. O wiele rzeczy go obwiniał, a najprostsza z nich bolała go najbardziej.
Lucjusz Malfoy nauczył swojego syna jak nienawidzić. Niestety nigdy nie pokazał, jak kochać.
*w tym momencie odbiegłam trochę od kanonu, gdyż jak większość Was pewnie wie, Ginny Weasley chciała się dostać (i dostała się) do Harpii z Holyhead, a nie do ''Zjednoczonych''. Jednak z powodu, iż do Harpii mogły się dostać tylko kobiety, musiałam zmienić jej ulubiony team. ;)
(cieplutko zapraszam do zostawienia swojej opinii na temat rozdziału, to bardzo pomaga!)
Och widzę że Malfoy pierwszy tydzień i już na podrywy. Hoho ;d
OdpowiedzUsuńDraco miał trudne dzieciństwo ;(
Coś jest chyba na rzeczy z tym jak to ujął Ron ;d Heh :D
Blond Dryblasem :D
Czekam na wiecej i na rozwinięcie się troche relacji Miony i Draco bo narazie są kiepskie (relacje :D)
Hej! :) Zostałaś nominowana do LBA! Więcej info --> http://emily-fox-life-in-hogwart.blogspot.com/2015/08/nominacja-do-lba.html?m=1
OdpowiedzUsuńCudowne <3
OdpowiedzUsuńTo opowiadanie ma w sobie coś takiego, co przyciąga. Może ty nie jesteś do końca zadowolona z rozdziału, ale mnie bardzo się podoba :) Jestem ciekawa, co będzie działo się na akcji. Mam nadzieję, że stanie się coś ciekawego :D
Draco już flirtuje :D Cóż, szybki jest. Jednak wydaje mi się, że to tylko pusta relacja - przynajmniej takie mam odczucia po przeczytaniu ostatniego zdania.
Cóż, nie pozostaje mi nic innego, jak czekać na kolejny rozdział.
Pozdrawiam i życzę weny!
Feltson
accio-love-dramione.blogspot.com - zapraszam :)
Cieszę się, że postanowiłaś pod koniec przedstawić Dracona z innej strony, chociaż na początku był chamem. Dzięki temu wiemy, że jest inny i że na prawdę się zmienił. Co do wybranej piosenki... uważam, że idealnie się wpasowała w klimat końcówki. Dobra zaczęłam od końca, przytoczyłam początek to może teraz coś ze środka. Wątek Ginny! Ta rozmowa o Zabinim na pewno nie była przypadkowa. Coś mi się wydaje, że nasza kochana gryfoneczka trafi dla kogoś głowę! :D Jestem pod wielkim wrażaniem opisów! Czytało mi się przyjemnie i szybko. Uwielbiam Twój styl pisania! :D Na koniec chcę Ci życzyć dużo weny i zaprosić do mnie,
OdpowiedzUsuńhttp://bring-me-to-life-dramione.blogspot.com/
*traci
UsuńA i zapomniałam o tych "ulubionych" aurorach... jestem ciekawa co one kombinują i czy mają na Malfoya jakiś haczyk!
Nawet nie wiesz jak się cieszę że mnie tu zaprosiłaś *_* (ja z fb xD) już to kocham <3 Pierwszy komentarz jaki zostawiam na blogach nigdy nie tyczy sie tylko powyższego rozdziału ale moich ogólnych "nadziei" co dalszych losów. Także... Nie mogę się doczekać aż miedzy Draco a Hermiona zacznie sie coś dziać. Mam nadzieję że Draco się zmieni, ale nie odrazu i nie całkowicie. Z niecierpliwością czekam na next :)
OdpowiedzUsuńJuż nue lubuę tych zołz xdd myśle,że jeszcze wiele razy zajdą naszym bohaterą za skórę. Dobrze, że Draco i Harry odrzucili zaloty. Ciekawe co ona zribiła Draco, że siedzi u niego w biurze? I ta rozmowa Ginny z Hermioną ostatnie zdanie bardzo mnie rozśmieszyły :-D Konfrintacja Draco -Hermiona, uwielbiam jego chłodne opanowaniei ta kąśliwa uwaga naszej aurorki o zdradzie i kontra Malfoya o Ronie. Piosenka trafiona , jeszcze wspomnienia i odczucia Draco <3 poza tym ładne opisy , w niektórych blogach ich brakuje ~K.R.
OdpowiedzUsuńSorry za błędy w komentarzu pisane z telefonu.~K.R.
UsuńDobre opowiadanie :) Na pewno zagoszczę tu na dłużej <3
OdpowiedzUsuńW wolnej chwili zapraszam do mnie :)
in-hope-we-were-saved.blogspot.com